Janusz Wróbel
Wdzięczność jest pamięcią serca.
[francuskie przysłowie]
Dostałem dziś kolejną porcję poczty elektronicznej, a w niej interesujący tekst, którym postanowiłem się z czytelnikami podzielić. Ciekawe w nim jest między innymi to, że mimo iż nie zawiera niczego, o czym byśmy nie wiedzieli, otwiera oczy na pomijane zwykle aspekty spraw, które nas dotyczą. Każdy z nas ma pewien ustalony, wręcz niezmienny i charakterystyczny dla naszej osobowości, punkt widzenia na otaczających nas ludzi i wydarzenia. Z braku czasu, ze zmęczenia, a czasem i lenistwa, powielamy swoje schematy myślowe i choć nie jest obca nam zasada, że na wypełnioną do połowy szklankę możemy spojrzeć jako w połowie pustą lub w połowie pełną, zwykle jest tak, że skupiamy się na tym, czego brakuje, a nie na tym, co ciągle jest.
Oto wspomniany tekst, którego siła, przynajmniej dla mnie, leży w łamaniu tak chętnie przez nas powielanych stereotypów:
Jestem wdzięczny
za żonę, która mi oznajmia, że dziś na kolację będą hot dogi, bo znaczy to, że moja żona jest w domu, ze mną, a nie gdzieś, z kimś innym,
za męża, który się leni na kanapie, bo to znaczy, że jest domu, a nie siedzi w barze,
za nastolatka, który narzeka, że musi zmywać naczynia, bo to oznacza, że jest w domu, a nie na ulicy,
za podatki, które płacę, bo są znakiem tego, że mam pracę,
za bałagan po przyjęciu, który muszę sprzątać, bo jest znakiem tego, że byłem otoczony gronem przyjaciół,
za ubranie, które jest trochę zbyt dobrze dopasowane, bo świadczy o tym, że nie brakuje mi jedzenia,
za mój cień, który podąża za mną, gdy pracuję, bo świadczy o tym, że przyświeca mi słońce,
za trawnik, który musi być ścięty, okna, które trzeba wyczyścić i rynnę do zreperowania, bo są świadectwem tego, że mam dom,
za wszystkie narzekania, których wysłuchuję o naszym rządzie, bo to oznacza, że mamy wolność słowa,
za miejsce na parkingu, które znajduję na jego samym końcu, bo świadczy o tym, że potrafię chodzić i jestem obdarzony środkiem transportu,
za spory rachunek za ogrzewanie, bo dowodzi, że jest mi ciepło,
za tę panią, która siedzi za mną w kościele i fałszując śpiewa, bo to znaczy, że słyszę,
za tę górę rzeczy do prania i prasowania, bo świadczą o tym, że mam co na siebie włożyć,
za zużyte i bolące mięśnie pod koniec dnia, bo są znakiem tego, że mam siłę, by ciężko pracować,
za dźwięk budzika, o wczesnej godzinie porannej, bo przez to, że go słyszę, zaświadcza o tym, że żyję,
i wreszcie, za zbyt wiele poczty elektronicznej, bo świadczy ona o tym, że mam przyjaciół, którzy o mnie myślą.
Niby oczywiste, a jakże odkrywcze. Dlaczego? Otóż załóżmy, że w zasadzie zgadzamy się z myślami zawartymi w przytoczonym tekście. Czy jednak w naszej codziennym życiu myślimy tak, jak tekst sugeruję? – Nie. Odkrywczość jego polega więc na tym, że uzmysławia nam raz jeszcze, jak spore są rozbieżności między teorią, a praktyką; między wiedzą o tym, co powinniśmy, a codzienną realnością; między zasobem wiadomości na temat tego, jak żyć się powinno, a tym, co z naszym życiem w istocie robimy. Czyż bowiem, nie powiemy raz jeszcze kiedy ty się wreszcie nauczysz gotować?, czyż nie zrobimy uszczypliwej uwagi na temat innych mężów, którym robota pali się w rękach?, czyż, wreszcie, nie zaklniemy pod nosem, gdy ktoś zabierze nam wygodne miejsce na parkingu? I wreszcie, ktoś z rzeszy sceptyków, by nie wspomnieć o cynikach, powie: cóż ten Wróbel mi radzi – cieszyć się z tego, że nie jest gorzej? Odpowiadam – tak, cieszyć się, że nie jest gorzej, co nie znaczy, by nie dążyć do tego, by było lepiej. Ale walka o zmianę na lepsze, o udoskonalenie i poprawę, będzie bardziej skuteczna, gdy dokonywać się będzie na poziomie wiary w to, że możliwe jest lepsze jutro. Wiara taka wyzwala dodatkową energię i dodaje nam sił. Z drugiej strony, malkontenctwo, zwątpienie i zgorzkniałość, pochłaniają naszą moc i blokują skuteczność.
Z okazji Święta Dziękczynienia życzę moim Drogim Czytelnikom, by mieli jak najwięcej powodów do poczucia wdzięczności.