List do redakcji
W polonijnym programie radiowym „Polskie Rozmaitości” z dnia 7/01/2010 Jerzy Różalski ropoczął poranny program uwagą, że ma nadzieję, że Rosjanie udostępnią archiwa spraw katyńskich. Może wreszcie dowiem się, którzy z ocalałych jeńców szpiegowali, donosili Sowietom o innych jeńcach, którzy zginęli w Katyniu.” Nie wierzyłem własnym uszom. Poprosiłem, aby dać mi to na piśmie.
Moim zdaniem Panie Różalski, Pana niecierpliwe oczekiwanie na teczki katyńskie jest chorą zachcianką splugawienia pamięci tych co unikneli mordu w Katyniu (Miednoje, Charkow), tych co już odeszli na wieczną wartę, i tego ostatniego, który jeszcze może mówić tak za siebie jak i w Ich obronie, bo łączy nas jedna wspólna nić. Przywołuję więc do pamięci tych ocalałych, którzy żyli w naszym rejonie: Kpt. Edmund Frankowski, Dr. Stanisław Sadowski, Ppr. Zygmunt Stankiewicz i Ks. Zdzisław Peszkowski. W ich i własnym imieniu ostro protestujemy przeciwko insynuacjom szpiegostwa wśród polskich oficerów przeciwko swoim kolegom, na rzecz Sowietów. Środowisko, w którym przebywałem biło pulsem patriotycznym. W ogóle nie pamiętam, aby ktokolwiek wspominał o szpiegowaniu swoich kolegów, nawet w formie „kaczki obozowej”. Zauważmy, że trudy obozowe pogłębiały w nas ducha koleżeństwa, solidarności, honoru i tak chcemy ich pamiętać.
Dla lepszego zrozumiennia tej sprawy muszę podzielić się tym co następuje. Marzec, rok 1940. Siedzę jako „jeniec” wojenny w obozie Ostaszków, który mieści około 6500 oficerów polskiej policji. Pewnego dnia zrobiło się gwarno i ruchliwie. Zaczęli pobierać kilkunastoosobowe grupy do „woprosów” (rejestracji/ krótkiego przesłuchania) przed wyjazdem „do domu”. „Czas najwyższy!” Istotnie, za kilka tygodni odmaszerowuje już pierwszy transport 350. ludzi. Znalazła się mała jeniecka orkiestra. Wielki gwar pożegnania i prośby o skontaktowanie się z bliskimi w Kraju. Nad obozem zawisła nadzieja – JEDZIEMY DO DOMU! Nie wiedzieli, że ten dom to Wieczny Dom Pana zaczynający się od lasu katyńskiego. Ja też opuściłem Ostaszków, ale w innym kierunku, przeniesiony do obozu Griazowiec. Dlaczego niewielką grupkę jenców ocalono? Domysłów jest wiele. Równolegle, z tym ohydnym rozkazem Stalina i Politbiura o ludobójstwie Polaków musiała być powzięta druga decyzja, a mianowicie stworzenie jednego małego pokazowego obozu dla ewentualnych kontroli międzynarodowych. Miał to być dowód dla szerokiego świata, że w dalszym ciągu istnieją obozy jenieckie z Polakami. Takim obozem był obóz Griazowiec, mający około 440. „rezydentów”. Kto wypełniał ten obóz: 4-5. chłopców z Junackich Hufców Pracy od 17 do 19 lat. Od 20 do 30 lat setka podchorążych, dziesiątki lekarzy, podporucznicy, porucznicy i pewna ilość pozostałych rang. Druga możliwość – Rosjanie ocalili część jeńców z myślą stworzenia polskiej armii pod sowiecką kontrolą. Znany nam płk. Berling jest w tym planie. Spędziłem w obozach sowieckich dwa lata, od napaści sowieckiej we wrześniu ’39 roku, aż do wstąpienia do armii gen. Andersa we wrześniu ’41 roku. Poznałem życie sowieckich obozów jenieckich. Nie widzę tam miejsca dla jakiejkolwiek działalności szpiegowskiej. Szpiegowanie czego? Czy sąsiad z pryczy głośno chrapie? Jakie jest pogłowie pluskiew? Panie Różalski, wszyscy tamci ludzie to patrioci, męczennicy w naszej narodowej sprawie. Czcijmy ich takimi. Nie dopatrujmy się czegoś, czego nie było.
Jeniec obozu Pawliszcze Bor (2 razy), Ostaszkowa i Griazowca,
Kpt. Emil Kornacki