Hazard polski
„Kręcenie lodów” – to określenie, jakby wprost wyjęte z poradnika cukierniczego, zrobiło w Polsce furorę, kiedy posłanka Platformy Obywatelskiej użyła go przed dwoma laty w rozmowie telefonicznej podsłuchanej przez służby specjalne. Oznacza po prostu wielkie i ciemne interesy, które robią w Polsce przedstawiciele elit politycznych wraz z zaprzyjaźnionymi ludźmi biznesu. „Kręcić lody” można więc podczas prac ustawodawczych, a także przy ważnych przetargach, sprzedaży mienia państwowego (np. ziemi), prywatyzacji szpitali etc.
O tym, jak bardzo młoda jest nasza demokracja, wie chyba każdy uczestnik życia publicznego w kraju. Tę chorobliwą niedojrzałość widać najlepiej właśnie na styku biznesu i polityki. Linie podziału bywają tu tak nieczytelne, że wybuch kolejnego skandalu korupcyjnego przestaje już kogokolwiek burzyć lub podniecać. A w ostatniej dekadzie tego typu afery wybuchają z regularnością ruchu wskazówek szwajcarskiego zegara. Nie ma bowiem roku, aby kolejna partia polityczna nie skompromitowała się udziałem w wielkiej korupcji, procederze przecieku tajnych informacji z pracy policji lub służb specjalnych lub w nielegalnym popieraniu rozmaitego rodzaju gospodarczych lobbystów.
A warto przypomnieć, że wielkie „kręcenie lodów” zaczęło się w tej dekadzie od słynnej „afery Rywina”, która wzięła nazwę od nazwiska producenta filmowego, który za łapówkę chciał umożliwić wydawcy prasy przejęcie prywatnej stacji telewizyjnej. Już po ujawnieniu, zbadaniu i ocenie tego zdarzenia wielu obserwatorów sądziło, że żadne matactwo na taką skalę nikogo zaskoczyć nie może. Bo to właśnie wtedy sejmowa komisja śledcza, z posłami opozycji Janem Rokitą i Zbigniewem Ziobrą na czele, zajrzała za kulisy biznesowych machinacji, ujawniła wpływy i znaczenie powiązań polityczno-towarzyskich, a w konsekwencji doprowadziła do długotrwałego i zdecydowanego osłabienia, rządzącego wówczas silną ręką, obozu postkomunistycznego.
Po siedmiu latach od tamtych wydarzeń okazało się, że ani afera Rywina, ani afera starachowicka, ani afera posłanki Sawickiej, ani afera gruntowa, ani żadna inna, nie nauczyły polityków rozumu i pokory. W głębokim przekonaniu o swojej nieodzowności, nieomylności, a przede wszystkim bezkarności znowu pokazali rodakom słynny „gest Kozakiewicza”. Nie pozostawia bowiem złudzeń treść niedawno ujawnionych przez prasę zapisów rozmów telefonicznych czołowego polityka rządzącej Platformy Obywatelskiej z jego dwoma biznesowymi przyjaciółmi. Panowie gaworzyli sobie przez rok o możliwości pozaprawnego zablokowania niekorzystnej dla właścicieli kasyn i salonów gier zmian w ustawie o hazardzie!
Czy podczas prac legislacyjnych doszło „tylko” do korupcji politycznej, ustalą służby specjalne i prokuratura. Ale włosy stają na głowie, kiedy słyszymy, w jaki sposób i o czym rozmawiał polityk, który po przyszłorocznych wyborach prezydenckich mógł zostać sukcesorem premiera Donalda Tuska. Może właśnie stanęliśmy na dnie polskiego bagna?
PIOTR NIEMIEC
„Kręcenie lodów” – to określenie, jakby wprost wyjęte z poradnika cukierniczego, zrobiło w Polsce furorę, kiedy posłanka Platformy Obywatelskiej użyła go przed dwoma laty w rozmowie telefonicznej podsłuchanej przez służby specjalne. Oznacza po prostu wielkie i ciemne interesy, które robią w Polsce przedstawiciele elit politycznych wraz z zaprzyjaźnionymi ludźmi biznesu. „Kręcić lody” można więc podczas prac ustawodawczych, a także przy ważnych przetargach, sprzedaży mienia państwowego (np. ziemi), prywatyzacji szpitali etc.
O tym, jak bardzo młoda jest nasza demokracja, wie chyba każdy uczestnik życia publicznego w kraju. Tę chorobliwą niedojrzałość widać najlepiej właśnie na styku biznesu i polityki. Linie podziału bywają tu tak nieczytelne, że wybuch kolejnego skandalu korupcyjnego przestaje już kogokolwiek burzyć lub podniecać. A w ostatniej dekadzie tego typu afery wybuchają z regularnością ruchu wskazówek szwajcarskiego zegara. Nie ma bowiem roku, aby kolejna partia polityczna nie skompromitowała się udziałem w wielkiej korupcji, procederze przecieku tajnych informacji z pracy policji lub służb specjalnych lub w nielegalnym popieraniu rozmaitego rodzaju gospodarczych lobbystów.
A warto przypomnieć, że wielkie „kręcenie lodów” zaczęło się w tej dekadzie od słynnej „afery Rywina”, która wzięła nazwę od nazwiska producenta filmowego, który za łapówkę chciał umożliwić wydawcy prasy przejęcie prywatnej stacji telewizyjnej. Już po ujawnieniu, zbadaniu i ocenie tego zdarzenia wielu obserwatorów sądziło, że żadne matactwo na taką skalę nikogo zaskoczyć nie może. Bo to właśnie wtedy sejmowa komisja śledcza, z posłami opozycji Janem Rokitą i Zbigniewem Ziobrą na czele, zajrzała za kulisy biznesowych machinacji, ujawniła wpływy i znaczenie powiązań polityczno-towarzyskich, a w konsekwencji doprowadziła do długotrwałego i zdecydowanego osłabienia, rządzącego wówczas silną ręką, obozu postkomunistycznego.
Po siedmiu latach od tamtych wydarzeń okazało się, że ani afera Rywina, ani afera starachowicka, ani afera posłanki Sawickiej, ani afera gruntowa, ani żadna inna, nie nauczyły polityków rozumu i pokory. W głębokim przekonaniu o swojej nieodzowności, nieomylności, a przede wszystkim bezkarności znowu pokazali rodakom słynny „gest Kozakiewicza”. Nie pozostawia bowiem złudzeń treść niedawno ujawnionych przez prasę zapisów rozmów telefonicznych czołowego polityka rządzącej Platformy Obywatelskiej z jego dwoma biznesowymi przyjaciółmi. Panowie gaworzyli sobie przez rok o możliwości pozaprawnego zablokowania niekorzystnej dla właścicieli kasyn i salonów gier zmian w ustawie o hazardzie!
Czy podczas prac legislacyjnych doszło „tylko” do korupcji politycznej, ustalą służby specjalne i prokuratura. Ale włosy stają na głowie, kiedy słyszymy, w jaki sposób i o czym rozmawiał polityk, który po przyszłorocznych wyborach prezydenckich mógł zostać sukcesorem premiera Donalda Tuska. Może właśnie stanęliśmy na dnie polskiego bagna?
Piotr Niemiec