Skip to main content

Janusz Wróbel

Rzadko zdarza mi się słyszeć od moich kolegów terapeutów utyskiwanie, że ich życiu brakuje sensu. Żywot terapeuty jest życiem posługi, w której codziennie przekraczamy nasze własne potrzeby i skupiamy się na potrzebach i rozwoju innych. Czerpiemy radość nie tylko z rozkwitu naszych pacjentów, ale także z jego skutku – zbawiennego wpływu jaki mają nasi pacjenci na tych, których życia dotykają.

Jest to nadzwyczajny przywilej. I także niezwyczajna satysfakcja.

/Irvin Yalom/

Młody nie jestem (siedemdziesiątka za mną), a tu okazuje się, że mam starsze Koleżeństwo, które ciągle jest w znakomitej (intelektualnej) formie. Dostałem otóż prezent od zaprzyjaźnionej psycholożki – książkę, która jest zestawem wywiadów z psychiatrami i psychoterapeutami, przeprowadzonych przez Justynę Dąbrowską, pod obiecującym tytułem Zawsze jest dalszy ciąg. Chciałbym przybliżyć moim Czytelnikom te najbardziej, dla mnie osobiście, inspirujące fragmenty wypowiedzi rozmówców autorki książki.

Cytowany na wstępie Irvin Yalom, możliwość wykonywania pracy terapeutycznej nazywa przywilejem. Podobnie uważa Ora Dresner, stwierdzając w omawianej książce: Mamy ogromny przywilej uczestniczenia w czyimś życiu i próby wnoszenia tam światła. Podstawą pracy terapeutycznej jest wsłuchanie się w drugiego człowieka. Cytowana psycholożka podkreśla wyjątkowość tego typu kontaktu – z reguły bowiem kontaktujemy się z ludźmi myślącymi podobnie jak my, natomiast w pracy terapeutycznej, często wręcz odwrotnie. Stwarza to terapeucie wielką szansę na rozszerzenie horyzontów, pokonanie uprzedzeń i odkrywanie nowych sposobów rozumienia świata. Tego typu dobrodziejstwa często sam doświadczałem – ucząc się od osób, z którymi pracowałem zarówno w poradni, jak i na uczelni.

Wspomniany już Yalom pisze o terapeutach jako o powiernikach sekretów. Wyobraźmy sobie komfort, wynikający z możliwości bezpiecznego zawierzenia komuś bolesnej tajemnicy. Dresner pisze tak: […] traumy objęte tajemnicą są jak trucizna, która się sączy i nas osłabia. Wyjawienie takiej traumy jest oczyszczającym i wyzwalającym doświadczeniem.

Jednym z większych wyzwań, wobec których stajemy w życiu, jest radzenie sobie i ewentualne pogodzenie się z istniejącym wokół nas złem. Gdyby skupić się wyłącznie na jego śledzeniu, życie stałoby się nieustannym koszmarem. Na szczęście potrafimy doświadczać radości i satysfakcji mimo jego istnienia. Jakkolwiek bardzo poruszyły mnie słowa wypowiedziane przez Bogdana de Barbaro: Kiedyś mój pacjent, mówiąc o sytuacji na świecie, rozpłakał się. Wtedy pomyślałem, że to on jest normalny, a ja nienormalny. A kontekst tej uwagi dotyczył porażającej statystyki, że każdego dnia blisko trzydzieści tysięcy ludzi na świecie umiera z głodu. Na pytanie autorki książki, jak sobie on radzi z tego typu wiedzą, odpowiedział, że mimo świadomości, że nie jest w stanie cierpienia usunąć, może go w jakiejś mierze osłabić, przez czynienie lub wspieranie dobra. Podobnie uważam i ja, wierząc, że przez dokładanie choćby cząsteczki dobroci, wspieram tę właściwą szalę, na której ważą się dobro i zło. Zgadzam się też z sugestią, być może powtórzoną za Wojciechem Młynarskim, by w życiu po prostu robić swoje.

Łatwiej oczywiście jest radzić, trudniej porady wcielać w życie, szczególnie gdy uświadomimy sobie, że istnienie zła, to tylko cząstka ogromu spraw, na które w naszym życiu nie mamy wpływu. Przekonanie, że jest inaczej, Hanna Jaworska nazywa absolutną iluzją. Zgoda, choć większość naszych planów udaje się nam spełnić, to z pokorą musimy jednak przyznać, jak łatwo mogą się one rozwiać za sprawą czynów innych ludzi, aktów natury lub na przykład, choroby. Musimy też przyznać, iż są w naszym życiu takie aspekty, których zmienić się nie da i nasze uporczywe działania, by to odmienić, mijają się z celem.

Cytowana psycholożka konstatuje, że kultura, w której żyjemy, bardzo promuje używanie siebie i innych. To jest kultura narcystyczna. Zbytnie skupianie się na własnej satysfakcji prowadzi do zachowań impulsywnych, zatem takich, które wymykają się naszej racjonalnej kontroli. Mam wrażenie, że wielu ludzi utraciło dziś zdolność do sublimacji, przetwarzania impulsów w coś bardziej subtelnego – twórczość, altruizm, poczucie humoru, stwierdza Hanna Jaworska, przypominając uznaną, ale często zapominaną prawdę o tym, jakie spełnienie przynosi otwarcie się na potrzeby drugiego człowieka.

I na koniec przeglądu tej niezwykłej książki parę obserwacji psychiatry, Lidii Mieścickiej. Uderzyło mnie piękne porównanie pracy terapeutycznej do wchodzenia razem z pacjentem na górę i schodzenie z nim razem, ale już inną drogą. Pamiętam, żeby nie iść przed pacjentem, tylko z nim. Obok. I badać wspólnie ten szlak.

Nie tylko jednak o pacjentach opowiada w wywiadzie cytowana lekarka. Mówi też otwarcie o trudnym okresie swego życia, gdy przechodziła przez rozwód. Rozstanie się z człowiekiem, którego obdarzyło się największym zaufaniem, a który jego nadużył, jest osobistą tragedią. Nie ma łatwego lekarstwa, który przeżywany ból mógłby uśmierzyć. Jednym z nich wydawać by się mógł odwet, którego stosowania Mieścicka nie radzi: Nic nie daje. Złość przemija, a zemsta to jest coś, z czym się zostaje. Autorka książki zapytuje więc swą rozmówczynię, o poradę dla kobiet, które znajdują się w podobnej sytuacji. Oto odpowiedź:

Hm… może chciałabym im powiedzieć, że zawsze jest jakiś dalszy ciąg. Że życie nie kończy się w momencie, kiedy coś strasznego się dzieje. Tylko trzeba przez to przejść. Nie tylko przez fakty, ale także przez uczucia, a zwłaszcza przez ból. Trzeba się z tym spotkać, a potem rozstać.

I przytoczeniem tej odpowiedzi chciałem zakończyć. Jest ona bowiem poradą nie tylko na radzenie sobie z koszmarem rozwodu, ale i uniwersalną receptą na wiele traum, z którymi przychodzi się nam mierzyć.

Leave a Reply