Skip to main content

Poradnik psychologiczny dr Janusza Wróbla

Są pytania, których się boimy. Lęk przed nimi bierze się z obawy przed zachwianiem starannie budowanego wizerunku samego siebie. Składa się na niego wiele czynników. Dla jednych bywa to głównie to, czym się zajmują; i to, co posiadają. Drudzy, może mniej niezadowoleni ze swej pozycji w życiu, kształtują swój obraz na podstawie tego, czym się nie zajmują i czego jeszcze nie mają. Obie grupy czerpią też w kształtowaniu samooceny z bogatego zasobu spekulacji, czyli ze zastanawiania się nad tym, co inni o nas myślą.

Taka już nasza natura, że większość z nas potrzebuje nieustannego źródła potwierdzeń, że wizja samych siebie jaką w sobie nosimy, jest trafna. Szukamy ich u członków rodziny, u przyjaciół i znajomych, u szefów, kolegów i koleżanek z pracy lub u podwładnych. Działania nasze skupiają się wówczas albo na ciągłym zabieganiu o uwagę, akceptację i uznanie, albo na usiłowaniu imponowania innym. Nasi bliźni, czy się nam to podoba, czy nie, dostarczają bowiem kryteriów, na podstawie których budujemy naszą identyfikację z określonym narodem, religią, grupą zawodową, klasą społeczną lub orientacją polityczną.

Potrzebujemy ciągle innych, by przez odnoszenie się do nich, umacniać swą tożsamość. Zbytnie uzależnienie się od świata zewnętrznego może jednak prowadzić do sytuacji, w której nie potrafimy być sami. Brak ludzi wokół nie tylko dokucza nam, ale powoduje bolesne poczucie pustki, braku celu i obniżonego nastroju. Brak punktu odniesienia w innych, powodować może także zachwianie poczucia własnej wartości, stany lękowe i dojmującą samotność. Spróbujmy zapytać więc, cóż takiego „złego” dzieje się w momencie oddalenia się od innych? Czemu cisza i rzekoma pustka są zagrożeniem? I z drugiej strony, jakie to myśli próbujemy zagłuszyć, uciekając w tłum?

Umiejętność bycia z samym sobą jest nieodzownym warunkiem samo-refleksji, zastanowienia się nad własnym życiem, wyborami a także planami na przyszłość Tego typu czasami nieodzowna samotność, może prowadzić do postawienia sobie kilku niewygodnych pytań, z których jedno z najważniejszych brzmi: Czy żyję i postępuję tak, jak powinienem?

Rozwinięcie tego pytania przekłada się na całą serię dalszych: Czy dbam o to, by rozwijać ducha, pracując nad sobą, by stawać się pełniejszą i lepszą osobą? Czy traktuję ludzi, którzy zależą ode mnie lub na których mam wpływ tak, by mieli możliwości swojego własnego rozwoju? Czy przytłoczony swoją słabością nie oddaję się rozpaczy? Czy owładnięty własnym zniechęceniem, nie zatruwam nadziei u innych? Czy skłonny jestem przebaczyć, włączając w to siebie, za niedoskonałości, jakimi jestem, wraz z innymi ludźmi, dotknięty? Czy dostrzegając swą małość, nie ulegam pokusie szukania pocieszenia w wyszukiwaniu i wytykaniu słabości u innych?

Oczywiście, by odpowiedzieć na te pytania, musimy mieć punkt odniesienia do wzorca wartości, który uznajemy za swój własny – innymi słowy mówiąc, osobisty dekalog etyczny, „moralny kompas”, by użyć określenia Kieślowskiego, opisujący to, w co wierzę. Stąd już tylko krok do innego, fundamentalnego zagadnienia, charakterystycznego dla kondycji ludzkiej, czyli pytania Kim jestem? By zmierzyć się z odpowiedzią na nie, muszę nie tylko znać me moralne credo, ale być świadomym tego, Czy żyję według tego, w co wierzę? Czy walczę o to, w co wierzę?, oraz Ile jestem gotów poświęcić w obronie tego, w co wierzę?

Oto więc jestem – człowiek wśród bliźnich. Zanurzony w tłumie innych ludzi, ale świadomy swej jednostkowej unikalności; nie obawiający się wymagającej samotności, która daje ciszę, niezbędną do skupienia się. Tylko taki stan wyciszenia może wieść do otwarcia się na samego siebie, do przygotowania się na zadanie sobie najbardziej intymnych pytań, dotyczących mojego istnienia: Czy wiem, dlaczego żyję? Po co, codziennie, bardziej lub mniej bohatersko zmagam się z przeciwieństwami losu? Czy wiem, czego w życiu naprawdę chcę?

Do trudnych pytań, postawionych tutaj, trzeba od czasu do czasu powracać. Owszem, żywimy nadzieję, że większość ludzi łączy wiara w to, że dążenie do dobra, prawdy i sprawiedliwości, solidarności w nieszczęściu, ochronie słabszych i obronie gnębionych i poniżanych jest motorem działania człowieka, i że te wartości są wspólne z osobistymi dekalogami moich współbliźnich. Jest jednak w systemie wartości człowieka cała domena zmiennych, zależnych od indywidualnych doświadczeń. I tak, na przykład, przewartościowujemy nasze myślenie o tym, co ważne w życiu, w obliczu nieszczęść, ciężkich chorób czy duchowych przebudzeń. Możemy zmieniać odpowiedzi na pytania o to, czego naprawdę od życia oczekujemy – rzeczą ludzką jest nie tylko pytać, ale i rewidować swój sposób myślenia o świecie i o sobie. Kiedyś widziałem na kościelnej tablicy świetlnej taki oto napis: Bóg pozwala na zawracanie z drogi. Wiedz, gdzie jedziesz!

Czy stawianie pytań, o jakich mowa, niesie dla nas ryzyko? Tak. Odpowiedzi, do jakich dojdziemy, mogą być dla nas niemiłe. Niemniej, jesteśmy je sobie winni. Nie pytać zaś w ogóle, to opcja, na którą, obawiam się, nie możemy sobie w życiu, które chcielibyśmy nazwać świadomie przeżytym, pozwolić.

Leave a Reply