Janusz Wróbel
Czego parze starszych ludzi, którzy spędzili kilkadziesiąt lat w Stanach może brakować najbardziej po powrocie na stałe do kraju? Sporego domu z wypielęgnowanym ogródkiem? Wygodnych autostrad? Opieki lekarskiej bez kolejek? Zapytani o to znajomi, odpowiedzieli bez wahania: polskiego kościoła.
Chwileczkę, może jeszcze czegoś w Polsce brakuje, ale na pewno nie kościołów… Zatem wyjaśnili: w kraju, po błogosławieństwie, kończącym niedzielną mszę świętą, wierni rozchodzą się do domu. Szybko i sprawnie opuszczają świątynię. Tymczasem, w polonijnym kościele, po nabożeństwie, zaczyna się życie socjalne. Jest duża sala parafialna, jest kuchnia, często bywa obiad, który można sobie kupić i spożyć na miejscu w otoczeniu rodziny, przyjaciół lub znajomych, a jeśli już nie obiad, to co najmniej ciastka i kawę. Przykościelna sala to miejsce spotkań towarzyskich, okazja by zobaczyć znajomych i poplotkować z nimi, zapytać się, co się u nich dzieje, dowiedzieć się o zbliżającym się ślubie lub chrzcinach, które najprawdopodobniej odbędą się właśnie w tym kościele, a niewykluczone, że i przyjęcie będzie miało miejsce w tej sali, bo można ją w tym celu wynająć.
Kościół polonijny, to, jak zauważyła jedna z pań, z którą siedziałem przy stole, wcinając pyszny rogalik po mszy roratniej, “nasza mała Polska”. Życie Polonii ogniskuje się wokół polskich parafii, gdzie odbywają się nie tylko lekcje religii, ale zwykle działa szkoła, odbywają się “święconki” i spotkania świąteczne, a także imprezy kulturalne, w tym występy zespołów z kraju, zabawy, bankiety i bale sylwestrowe.
Kościół w kraju nie musi wypełniać tych funkcji, bo tam wszystko jest Polską. Na emigracji, kościół, to instytucja, która sprawuje rolę rynku w małym miasteczku, ławeczki przed wiejskim sklepikiem spożywczym, wielkomiejskich cukierni i kawiarni, domu kultury wreszcie. Jest miejscem, które spełnia potrzebę bycia częścią wspólnoty, plemiennej identyfikacji, poczucia przynależności, bycia wśród “swoich”, pielęgnowania rodzimego języka, tradycji i systemu wartości. Wspomniany rogalik staje się więc i strawą duchową, bo kultywuje tożsamość cywilizacyjną w zaadoptowanej, gościnnej , ale znacząco odmiennej kulturze. Pomaga w przekazywaniu wartości, które unieśliśmy z sobą z Polski – dzięki temu i nasze dzieci wzrastają w atmosferze typowej dla zwyczajów i walorów kraju pochodzenia, budują poczucie etnicznej tożsamości, a także nawiązują między sobą przyjaźnie, ku uciesze ich rodziców i dziadków.
Drogim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia, by mogli doświadczyć najwspanialszego prezentu, którym jest inny człowiek, przepełniony życzliwością i przyjaźnią.
A na Nowy, 2025 rok, moimi życzeniami będą słowa z Orędzia Matki Bożej z Medziugorja:
Nieście dobrą nowinę, bądźcie ludźmi nadziei.
Bądźcie miłością dla wszystkich, którzy są bez miłości.