W dwusetne urodziny Giuseppe Verdiego Opera Krakowska zdecydowała się wystawić Trubadura. Warto zaznaczyć, iż dzieło Verdiego jest w Krakowie wystawiane po raz pierwszy. Przyszło nam zatem na dostojnego gościa czekać długich 68 lat.. Czy było warto?
Znając realia opery a także obserwując szereg inscenizacji etatowego reżysera tej sceny Laco Adamika z pewną dozą nieufności przyjmowaliśmy szumne prasowe zapowiedzi premiery. Wątpliwości nasze potęgowały znamienne słowa samego króla tenorów Enrico Caruso, który ostrzegał, ale i dawał prostą receptę na sukces Trubadura – wystarczy mieć czworo najwspanialszych śpiewaków i sukces pewny. Ba ! ależ to proste. Z Trubadurem jest jeszcze jeden kłopot, otóż libretto sztuki obfituje w nieprawdopodobne zwroty akcji przeplatane rozmaicie złożonymi konfliktami. Przyjęło się nawet przekonanie, iż to libretto stanowi najsłabszą stronę całej opery. Jednak nie jest tak do końca. Nawet, jeżeli słuchacze pogubią się nieco w złożoności dynamicznie zmieniającej się aż dziewięć razy przestrzeni, miejscu i sytuacji to owe niedostatki libretta wynagradza nadzwyczaj melodyjna, pełna temperamentu muzyka, stwarzająca wdzięczne pole do popisu śpiewaków. Oczywiście rzecz jasna, jeśli zdołają udźwignąć ciężar partytury.
Akcja opery rozgrywa się w XV-wiecznej Hiszpanii. Jest to opowieść o zbrodni, namiętności, dramacie miłości, nienawiści i zazdrości.
Z prawdziwą przyjemnością przychodzi nam stwierdzić iż inscenizacja Trubadura w Operze Krakowskiej rozwiała wszelkie nasze obawy. Przedstawienie charakteryzuje pełny profesjonalizm w każdej płaszczyźnie realizatorskiej. Jest to spektakl na europejskim poziomie wykonawczym. Reżyser Laco Adamik nie tylko nie szukał sztuczności czy też odniesień do teraźniejszości , ale zadbał o zachowanie tradycyjnej konstrukcji formalnej i dramaturgicznej dzieła. Z intelektualnym wyczuciem zawierzył Verdiemu dając się prowadzić poprzez zmieniające się klimaty pozostając wierny zamysłom kompozytorskim Verdiego. Ten zabieg pozwolił na zbudowanie rzetelnego przekazu emocji, na ukazanie głęboko psychologicznej prawdy w relacjach pomiędzy bohaterami. Efektem jest doskonałe upostaciowanie ról, znakomite narastanie doznań co czyni spektakl prawdziwym. Nieco oszczędna a nawet nacechowana surowością scenografia Barbary Kędzierskiej to wynik przemyślanych i zamierzonych działań zmierzających do podkreślenia tragizmu sytuacyjnego dramatu, dając dobry przykład podporządkowania faktury scenograficznej zdecydowanie ważniejszej fakturze muzycznej dzieła. Ale Trubadur na krakowskiej scenie nade wszystko urzeka warstwą muzyczną. Orkiestra brawurowo prowadzona przez Tomasza Tokarczyka tworzy doskonałą linię napięć i kontrastów wyrazowych zacierając niedomogi libretta. Precyzja, dbałość o każdy niuans, każdą nutę daje mocne oparcie dla solistów oraz doskonale przygotowanemu chórowi, którego rola w tej operze jest znacząca.
Wracając do Enrico Caruso przyszedł czas na głównych bohaterów. Bezdyskusyjnie heroiną premierowego wieczoru była Małgorzata Walewska, która zachwyciła w roli Azuceny. Aktorską i śpiewaczą pełnią łączyła głos i śpiew, gest i ruch. Nad wyraz wiarygodna w tragedii nieszczęśliwej Cyganki, przerażająco prawdziwa w zawziętości w pragnieniu zemsty, przepełniona obłędem żarliwej matczynej miłości. Niezrównana w głośnej i znanej arii – Stride la vampa -z II aktu dała popis wokalno-aktorskiej maestrii. W tytułową rolę trubadura Manrico wcielił się Arnold Rutkowski i urzekł publiczność interesującą barwą tenorowego brzmienia oraz muzyczną wyobraźnią. Trudne, ale efektowne stretto Di quella piva z IV aktu wykonał brawurowo z zachowaniem wysokiej kultury śpiewaczej. Sympatycznie zaskoczył nas dobry aktorsko i wokalnie Leszek Skrla w roli hrabiego Di Luna swobodnie dysponując czystym, mocnym barytonem. Zdumiewa łatwość z jaką artysta odnajduje się w verdiowskim klimacie a przy okazji daje się wyczuć radość z jaką pokonuje zawiłości partytury. Występująca w roli Leonory Katarzyna Oleś- Blacha doświadczeniem i czysto prowadzoną frazą obroniła dźwiękowo kolorystyczne powaby o napiętym emocjonalnie klimacie przypisanej roli. Doniosłe i liczne duety i ansamble wybrzmiewały z dużą dbałością i precyzją stanowiąc swoiste perełki dopełniające geniuszu muzyki kompozytora. Z recenzencką rzetelnością należy odnotować, iż spektakl premierowy zakończył się owacją na stojąco a my par exellance uznajemy krakowską inscenizację Trubadura za wydarzenie artystyczne. Tym samym gorąco polecamy Czytelnikom krakowski spektakl.
MAREK ZABIEGAJ, BOGDAN ZABIEGAJ
FOTO-MARCIN KOPEĆ
ARCHIWUM OPERY KRAKOWSKIEJ
TRUBADUR-G.VERDI
OPERA KRAKOWSKA
CZERWIEC 2013