Z Andrzejem Chyłkiem, prezesem zarządu Instytutu Historycznego Nurtu Niepodległościowego im. Andrzeja Ostoja-Owsianego, rozmawia Marek Ruszczyński
– Kim był Andrzej Ostoja-Owsiany? Co powinno wiedzieć o nim młodsze pokolenie?
– Przybraliśmy jego imię, ponieważ był naszym kolegą z Konfederacji Polski Niepodległej. Był posłem i senatorem w nowej rzeczywistości Polski, a z drugiej strony był młodocianym żołnierzem Armii Krajowej. Był dla nas wzorem do naśladowania, bo zawsze walczył o to, żeby marszałek Józef Piłsudski był osobą bardzo uznawaną w Polsce i to była jego sztandarowa idea. Zabiegał o to bardzo. Mieszkał na stałe w Łodzi i tam doprowadził do tego, żeby pomnik marszałka Piłsudskiego powstał, to była jego inicjatywa. To taka sztandarowa postać, bardzo wartościowa, dlatego przyjęliśmy jako instytut jego imię.
– Kiedy powstał instytut, jaki ma status i jakie były cele powstania?
– Instytut Historyczny Nurtu Niepodległościowego im. Andrzeja Ostoja-Owsianego powstał w sensie merytorycznym i prawnym w 2009 roku. Jednakże formalnie powstaliśmy w 2008 r., kiedy na pogrzebie Andrzeja spotkało się środowisko trochę pokłócone ze sobą, środowisko konfederackie. Postanowiliśmy wtedy, że instytut będzie stowarzyszeniem, łączącym działaczy Konfederacji, którzy kiedyś działali a potem odeszli z różnych powodów i w różnym czasie. I do tej pory tak staramy się działać, żeby instytut łączył wszystkich, którzy mają różne poglądy polityczne a nie tylko jednolite jak to czasem bywa w innych środowiskach.
– Czym się konkretnie zajmuje instytut? Co udało się zrobić?
– Instytut od momentu powstania podejmuje rozmaite inicjatywy, które mają za zadanie upamiętnić Nurt Niepodległościowy jako formację, która od początku do końca, zawsze i w każdym czasie, ubiegała się o to, żeby Polska była krajem niepodległym. Do tej pory były różnorakie przekazy na ten temat. My, jako instytut, postanowiliśmy zajmować się tą tematyką, żeby przede wszystkim pokazać ludziom, że instytut nie działa dorywczo i że działacze Nurtu Niepodległościowego byli osobami, które działały zawsze na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości.
– Czy są jeszcze „białe plamy” w najnowszej historii Polski?
– Oczywiście, takich plam jest bardzo dużo. My staramy się te plamy zapełniać, z różnym skutkiem zresztą. Raz nam się udaje i wszyscy to uznają, a innym razem na przykład pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej mają swoją wizję tego, jak to wszystko się działo. Oni czasem nie godzą się z naszymi ocenami, które są wywnioskowane przez nas z dokumentów z dawnych czasów będących w IPN. Nie sztuka jednak mieć dokumenty, ale sztuka umieć je wykorzystać w odpowiednim momencie i posiadać wiedzę, najlepiej taką, którą się samemu posiadło w czasie działań i w walce o wolną Polskę. To pomaga ocenić niektóre dokumenty, czego czasami młodzi pracownicy IPN nie potrafią.
– Czyli patrząc na te same dokumenty niekiedy młodzi historycy z IPN inaczej interpretują i domyślają się jakie były wydarzenia, niż czyni to wasz instytut?
– Tak, oczywiście. Na przykład Mirek Lewandowski jest u nas taką osobą, która siedzi w archiwach IPN-owskich i od długich lat zajmuje się tą tematyką. Ma dużą wiedzę, którą posiadł nie tylko z samych papierów, ale z doświadczenia w ocenie różnych zachowań i z wielorakich informacji, a które można wywnioskowywać z tych zapisów. A młodzi pracownicy IPN czytają wprost. Jeżeli tam jest napisane, że ktoś był na przykład współpracownikiem SB, to dla nich taka osoba jest już współpracownikiem – bez konsekwencji dalszych, jak należy oceniać, co ta osoba w swoim życiu zrobiła, dla kogo się poświęcała i tak dalej. To są różne takie historie. Mamy z tym na co dzień do czynienia i wiemy, że czasem jak się pochopnie ocenia ludzi, to nie oddaje to tego, co oni robili tak naprawdę, pracując z punktu widzenia organizacji na dwie strony. W samej Armii Krajowej kiedyś tak było, że dowódcy zgadzali się na to, żeby ich żołnierze podpisywali dokumenty o współpracy a jednocześnie przynosili dowody na inne działania różnych ludzi, na których się na przykład wydawało wyroki. Omawiamy to zawsze i staramy się zrozumieć historyczne podejście niektórych ludzi do tego co robili, jak się zachowywali i czy rzeczywiście podejmowali działania w obronie wolności naszej Ojczyzny czy też nic nie robili, jak to też w niektórych przypadkach bywało. Staramy się dopieszczać wszystkie informacje, żeby przekazać je później w naszych publikacjach.
– Z czego instytut się utrzymuje?
– Najczęściej z darowizn od osób fizycznych i prawnych, ale również składamy różne wnioski o granty z instytucji rządowych i samorządowych. Za te pieniądze organizujemy konferencje, w tym naszą podstawową konferencję, którą robimy od 14 lat. Jest to Konferencja Świętokrzyska, za każdym razem poruszamy wybrane tematy i – naszym zdaniem – bardzo ciekawe tematy. I z rocznym opóźnieniem wydajemy publikacje pokonferencyjne, tak żeby coś zostało. To wszystko można znaleźć na stronie internetowej instytutu; można tam sobie wejść i czytać nasze rzeczy, jak kwartalnik „Opinia”, który wydajemy od początku powstania naszego stowarzyszenia, jak i materiały pokonferencyjne. W planach jest, aby na stronie umieścić wszystkie nasze publikacje książkowe, ale to dopiero nastąpi w najbliższych latach.
– A kiedy będzie następna Konferencja Świętokrzyska?
– Raz w roku organizujemy Konferencje Świętokrzyskie, najczęściej w ostatni weekend maja. Zawsze się to powtarza w Górach Świętokrzyskich, stąd nazwa.
– Czy młodzież w Polsce interesuje się najnowszą historią? Czy ma odpowiednią wiedzę?
– Niestety, w różnym stopniu i różnie to bywa. Mamy dobry przykład. Współpracujemy w ramach Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, żeby upamiętniać wydarzenia, które podejmowała Armia Krajowa. I mamy taki dobry przykład w Radzyminie pod Warszawą. Jest to takie miejsce, bardzo patriotyczne, gdzie dzieci, rodzice i opiekunowie historyczni wspólnie działają. Stworzyli klub Armii Krajowej, uczestniczy w tym około 1200 dzieciaków i od wielu lat to funkcjonuje. Jest tam dobry człowiek, nauczyciel historii, który się tym zajmuje i pokazuje, że można. Mieliśmy spotkanie w Instytucie Pamięci Narodowej, było to spotkanie publiczne i powiedziałem o nim. Na to spotkanie, na tę konferencję przyjechali nauczyciele i się dopytywali, w jaki sposób można działać, żeby młodzież zachęcić do zapoznawania się z wiedzą historyczną. Pokazałem więc przykład człowieka, który jest, zajmuje się, ma dobry wpływ na młodzież i ta młodzież garnie się do tej wiedzy. Na większość spotkań historyczno-upamiętniających wydarzenia historyczne dzieci i młodzież przyjeżdżają w czarnych koszulkach z napisem biało-czerwonym „Musimy pamiętać”. Oni zawsze się pokazują w tych strojach na wszystkich uroczystościach dotyczących Powstania Warszawskiego i różnych bitew czy akcji „Burza”, robionych przez Armię Krajową. Są dobre przykłady, które można pokazywać, ale nie zawsze tak jest. Jeśli w szkole nie ma odpowiedniego człowieka, to wygląda to bardzo różnie.
– Jakie było Pańskie zaangażowanie w działalność niepodległościową?
– Zaczynałem od roku 1980. Nie byłem takim „zakapiorem”, jak niektórzy z naszych konfederatów. Zaczynałem od „Solidarności” i dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego rozpocząłem działalność typowo konspiracyjną. W roku 1986 przekształciliśmy naszą grupę związkową w grupę polityczną „Niezawisłość”. Ta grupa później na spotkaniu z Leszkiem Moczulskim i innymi działaczami KPN-u postanowiła skonfederować się i przejść do działalności w Konfederacji Polski Niepodległej. Na przełomie roku 1986 i 1987 rozpoczęliśmy działalność w KPN-ie.
– Co byś chciał powiedzieć Polakom w Stanach Zjednoczonych?
– Chciałbym przede wszystkim poprosić, aby interesowali się takimi stowarzyszeniami jak nasz instytut. Jest dostępna nasza strona internetowa, którą można przejrzeć, zapoznać się z informacjami i wydarzeniami, które organizujemy lub współ organizujemy. Można zapoznać się z naszymi wydawnictwami, w których publikujemy najróżniejsze artykuły, na ciekawe tematy, bieżące i historyczne. To jest cel, który osobiście mi przyświeca, tym bardziej, że mamy kłopot, bo naszych działaczy podstawowych ubywa. Na przykład Michał Janiszewski – był sekretarzem instytutu od początku i mózgiem naszej organizacji, w sposób dla nas nieoczekiwany i zbyt wczesny zmarł w tym roku. Wcześniej odszedł Bohdan Urbankowski, też nasza sztandarowa postać, pisarz, literat i dobry duch napędzający naszą organizację, zmarł dwa lata temu. I Krzysztof Lancman, który był osobą bardzo angażującą się w organizowanie rocznicowych upamiętnień. On też dwa lata temu zmarł. Odchodzą ci nasi ludzie, którzy jeszcze do niedawna byli młodzi a teraz już ich z nami nie ma. I takich ludzi ubywa. Dobrze by było, żeby starsze pokolenie Polonii amerykańskiej, czy młode pokolenie interesowało się wydarzeniami, które my staramy się upamiętniać i pokazywać prawdę historyczną.
– Dziękuję.
Rozmawiał: Marek Ruszczyński
Andrzej Chyłek – działacz społeczny i polityk, który w latach 1980–1989 był aktywny w opozycji wobec systemu komunistycznego w Polsce. Urodził się 17 maja 1957 roku w Warszawie. Był zaangażowany w działalność Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” w Mostostalu Warszawa oraz w Konfederacji Polski Niepodległej. W latach 1985–1986 był inwigilowany przez organy bezpieczeństwa państwa w związku z prowadzoną działalnością niepodległościową. Kolportował i drukował wydawnictwa drugiego obiegu, takie jak „Tygodnik Mazowsze”, „Wolna Trybuna” i miesięcznik „Unia”. Od 1986 roku działał w Grupie Politycznej „Niezawisłość”, a od 1987 roku w Konfederacji Polski Niepodległej, gdzie był współtwórcą „Wydawnictwa Polskiego KPN”. Współorganizował i był członkiem Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” Mostostal Warszawa w 1988 roku. Od 1988 roku był przewodniczącym komisji zakładowej NSZZ „Solidarność” w Mostostalu Warszawa oraz doradcą Wojewody Warszawskiego.
Zdjęcia:
Andrzej Chyłek. Fot.: archiwum
Jako kibice Legii Warszawa. Andrzej Chyłek i ś.p. Krzysztof Lancman (z lewej). Fot.: archiwum







