To ponoć Chińczycy wprowadzili to przekleństwo “obyś żył w ciekawych czasach”. Niezależnie jednak od tego, kto to pierwotnie powiedział, to trzeba przyznać, że naprawdę jesteśmy wyjątkowo dotknięci od wielu lat tym dwuznacznym przekleństwem. Tyle się dzieje wokół nas, że trudno z tym wszystkim się nawet pobieżnie zapoznać, nie mówiąc już o jakiejś głębszej refleksji. Rozbudowane niemal do granic możliwości społeczne media zarzucają nas codziennie wiadomościami, nowinkami, plotkami czy wreszcie „fake newsami”—słowo, które już nawet w języku polskim weszło do codziennego użytku. Ludzie nawet stojąc na skrzyżowaniu nie mogą oderwać się od swoich telefonów, by pozwolić się bombardować tysiącami „newsów”.
A kiedyś było prościej. Codzienna prasa dotycząca głównie naszego najbliższego środowiska odcedzała dla nas wiadomości i naprawdę tylko te najważniejsze były serwowane nam przy porannej kawie. Papier, jak i cały proces drukowania były bowiem zbyt drogie by pisywać o głupstwach. Redaktorzy bardzo skrzętnie dbali, by to co napisali było bardzo rzetelnie sprawdzone i stąd bardzo rzadko musiało dochodzić do sprostowań czy przeprosin. Późniejszy rozwój radia, a jeszcze bardziej wkroczenie do każdego domu telewizji, przybliżał nam wiadomości z końców świata w zaledwie kilka godzin. I wtedy zdarzało się coraz częściej, że podane wiadomości nie całkowicie i nie zawsze pokrywały się z prawdą. Wynikało to przede wszystkim z chęci wyprzedzenia konkurencyjnych stacji radiowych lub telewizyjnych w dotarciu do słuchacza czy widza. Niestety czasami—i zaczęło to bywać coraz częściej—za przekazywanym obrazem kryła się intencyjna propaganda a nawet dezinformacja, czego najlepszym (lub najgorszym) przykładem było atakowanie nas licznymi reklamami z ich jednoznacznie propagandowym przesłaniem. Oczywiście ów proceder nie pozostał poza zasięgiem zainteresowań polityków oraz wszystkich tych, dla których propagowanie selektywnej informacji czy nawet dezinformacji przynosiło wymierne korzyści. Ale jednak nawet wtedy reputacja poszczególnych stacji telewizyjnych czy radiowych (i nadal jeszcze dotyczyło to też prasy) nakazywała sprawdzanie rzetelności przekazywanych informacji. Reklamowej propagandy oczywiście nikt i tak nie traktował zbyt poważnie.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy powstawało coraz więcej prywatnych stacji, rozgłośni lub wydawnictw. Każdy, kto był wystarczająco zamożny mógł teraz wydawać swoje książki czy prasę, założyć stację radiową lub nawet telewizyjną, choć jednak finansowo założenie stacji telewizyjnej nie było aż tak łatwe nawet dla bardzo bogatych. W Stanach Zjednoczonych Pierwsza Poprawka do Konstytucji gwarantowała wolność słowa. Stąd też w przestrzeń publiczną mogło dostawać się niemal wszystko. Ale pomimo, że nie istniała formalnie narzucona cenzura, sam system i oczekiwania moralne wymuszały na większości wydawców i redaktorów pewne ograniczenia i jakąś samo-cenzurę by podawane informacje były dobrze sprawdzone i odpowiadały prawdzie. Konkurencja niemal natychmiast wychwytywała wszelkie błędy i nieprawdziwe informacje, a taki nierzetelny redaktor, wydawca czy nadawca bardzo często musiał żegnać się ze swoim zawodem odchodząc w mroczną niesławę nawet do końca życia. Tak zwane bulwarowe tabloidy większość społeczeństwa nigdy nie traktowała poważnie, a serwowane tam ploteczki interesowały najczęściej tylko ludzi, których osobiste życiowe frustracje lub socjalne zakompleksienie musiały być karmione właśnie tego typu nowinkami.
Rozwój i powszechny dostęp do internetu, który—owszem—z jednej strony przeogromnie umożliwił globalną komunikację i stał się niewyobrażalną kopalnią rzeczowych informacji, uczynił obecnie niemal z każdego użytkownika internetu potencjalnego redaktora-wydawcę mass mediów i w związku z tym przyniósł niestety też absolutnie niekontrolowany zalew niesprawdzonych, ale również fałszywych informacji. Te ostatnie wykraczają bardzo często poza zwykłą nierzetelność, a wynikają z chęci siania programowej propagandy a nawet intencyjnej dezinformacji.
Jak rozpoznać tak wdzierające się w nasze życie „fake newsy” i jak się przed nimi ustrzec? Większość studentów szkół wyższych miała co prawda obowiązkowy przedmiot wykładowy z metodologii pracy naukowej i zasad krytycznego myślenia, ale jak widać dzisiaj nawet ludzie po doktoratach nie za bardzo zapoznali się z pryncypiami weryfikacji źródeł i krytycznego do nich podejścia.
Szerzone informacje, za którymi mogą bardzo łatwo być ukryte „fake newsy” można podzielić na kilka podstawowych kategorii ze względu na cele, dla których są ostatecznie rozpowszechniane. Najczęściej mogą to być informacje czysto propagandowe, które za zadanie mają właśnie przekonanie kogoś do swoich racji. Argumenty do tego użyte, bardzo często bazując na emocjach, mogą być w sumie dla nas pożyteczne, ale niestety mogą również być bardzo szkodliwe. Najczęściej propagandowych informacji używają partie polityczne, politycy, organizacje, związki religijne. Inną formą są informacje, które chcą nas „złapać na haczyk” i które muszą przechwycić naszą uwagę. Przeważnie opatrzone będą bardzo chwytliwymi, krótkimi tytułami/hasłami, ale niestety bardzo często zawierającymi niekompletne lub nawet wprowadzające w błąd informacje. Ubrane to będzie też w bardzo krzykliwe kolory, miłe dla oka obrazy by jak najszybciej przyciągnąć naszą uwagę. Jest to ulubiona forma wszelkiego rodzaju reklam, która uderzając celnie w nasze pierwsze reakcje sięgać chce ostatecznie do głębi naszych portfeli. Podobne do tych szybkich, reklamowych chwytów jest podawanie informacji tzw. sponsorowanych. Tu informacje są mniej krzykliwe, dość profesjonalnie edytowane i często przedstawiane przez „fachowców”, choć można łatwo dostrzec tam ukrywany konflikt interesów. Informacje te wyglądają na bardzo wiarygodne chociaż często są opatrzone w końcowej fazie prostującym dodatkiem w postaci tzw. małego druczku, praktycznie niemożliwego do przeczytania, ale za to chroniącego informatora przed prawną odpowiedzialnością.
Inną formą jest podawanie informacji w formie satyrycznej czy nawet ośmieszającej, która najczęściej używana jest do skomentowania innych informacji. Jak to mówią, ośmieszenie kogoś czy czyjejś opinii jest bardzo skutecznym sposobem by—po pierwsze—odciągnąć kogoś od krytykowanej informacji (bo raczej nie optujemy za wspieraniem czegoś co jest podstawą do żartów), a po drugie—mimowolnie ukierunkowuje nas bardziej przychylnie do wypowiadających tę satyryczną krytykę. I tu znowu zakres tej satyry może być pozytywny (o czym pouczał nas już Ignacy Krasicki w „Monachomachii”), lub też negatywny, gdy intencją takich żartów jest jednak propagowanie kłamliwych informacji.
Niektóre informacje, które można zakwalifikować do tzw. „fake newsów” to oczywiście zwykłe błędy. A te mogą zdarzyć się przecież każdemu. Errare humanum est. Każdy z nas może popełnić jakiś błąd, nie sprawdzić źródeł, coś przeoczyć, dać się unieść emocjom. Gdy był to tylko nasz przeoczony błąd, najczęściej możemy to szybko sprostować czy nawet przeprosić kiedy tylko zauważymy naszą nierzetelność informacyjną. Niestety jednak tak podana (nawet w dobrej intencji) dezinformacja często zaczyna już żyć własnym życiem i jest podawana dalej bez odpowiedniego sprostowania, mimo, że autor tego błędu wyraźnie się do tego przyznał.
W ramach formy propagandowej możemy też rozróżnić informacje, które pod płaszczykiem obiektywności zawierają jednak stronnicze inklinacje. Stąd też rozbudowana tu będzie przestrzeń interpretacyjna, jednak w sposób bardzo wybiórczy i selektywny. Pomijane będą często niewygodne fakty lub co najwyżej będą bardzo zmarginalizowane jako nieistotne. Tu również emocjonalny język będzie ważniejszy od przesłanek merytorycznych. Często bardzo wyraźnie będzie tu odwoływanie się do wzniosłych haseł w ramach patriotycznych czy religijnych wartości. Odwoływanie się do rodzinnych tradycji. Bardzo zaściankowa i wybiórcza argumentacja często nastawiona wrogo to wszystkiego co „obce” (a ta „obcość” nigdy nie jest dokładnie zdefiniowana!). To typowe elementy szerzenia tego typu informacji. A trzeba pamiętać, że wybiórcze podawanie informacji jest zawsze już ze swej definicji dezinformacją, gdyż nie podaje wszystkich faktów. Gdy przemilczanie niewygodnych faktów jest intencjonalne, to mamy też tu do czynienia z wyraźną manipulacją faktami.
Bardzo rozpowszechnioną i coraz bardziej ulubioną formą szerzenia „fake newsów” są wszelkiego rodzaju teorie spiskowe. Wynika to z naszej potrzeby prostego interpretowania faktów oraz doszukiwania się przyczyny sprawczej w postaci konkretnych osób lub konkretnych organizacji, które stoją za konkretnym wydarzeniem. I często nie przeszkadza nam nawet nielogiczność pewnych konspiracyjnych wywodów. Ważna tu jest konkretna organizacja lub osoba, którą obwinić możemy za zaistniałą sytuację. Często towarzyszy temu stwarzanie pewnych mitów, które bardzo łatwo przesiąkają do naszej podświadomości. Zmitologizowane teorie spiskowe chętnie wykorzystywane są przez ludzi, którzy bardzo pragną jakiejś formy kontroli czy władzy nad innymi, i w ten sposób dość łatwo przechodzi do manipulacji bezrefleksyjnymi odbiorcami by posiąść ich dla szerzenia tych chorych idei. Jeżeli takie teorie spiskowe kierowane są na propagandowych wiecach do dużych tłumów, atmosfera psychologii tłumu bardzo łatwo udziela się ich uczestnikom, a ta ostatecznie niekontrolowana lub nawet podsycana, najczęściej jest tragiczna w skutkach, czego przykłady w historii, i to nawet tej najnowszej, znamy aż nadto dobrze. Chociaż ta forma „fake newsów” jest wyjątkowo nielogiczna i głupia, jest jednak bardzo rozpowszechniona i skutecznie wykorzystywana przez wyjątkowo niemoralne jednostki i propagowana dla ich własnych, niezwykle niskich celów.
Od czasów pandemii corona-virusa w szczególny sposób możemy spotkać się z kolejną formą „fake newsów”, a mianowicie z pseudonauką. Oczywiście nie dotyczy to tylko np. akcji i informacji anty szczepionkowych, które wprowadzają społeczeństwa na bardzo niebezpieczne tory, szczególnie przy powszechnej globalizacji i łatwego przemieszczania się ludzi po całym świecie. Dotyka to również podważania samych podstaw nauki, mimo, że weryfikacja wszelkich teorii naukowych i użytej metodologii badań jest przecież powszechnie dostępna, w przeciwieństwie do głoszonych pseudonaukowych wywodów. Specjalnie nie używam tutaj terminu „teoria”, gdyż w kręgach naukowych wszystkie teorie mają bardzo skonkretyzowany wymiar dowodowy, a pseudonaukowcy często bagatelizują ten termin, że „to tylko teoria”. Oczywiście jak niebezpieczne mogą to być wywody mogliśmy doświadczyć w czasie pandemii, kiedy to niektóre osoby umierające z powodu covid, nadal twierdziły, że żadnej pandemii nie ma. Dzisiejsze osiągnięcia cywilizacyjne we wszystkich dziedzinach zawdzięczamy tylko i wyłącznie ogromnemu rozwojowi nauki. Pseudonaukowe teorie nie tylko spowalniają ów rozwój, ale najczęściej narażają nas i przyszłe pokolenia na niewyobrażalne tragedie.
Z inną formą „fake newsów” mamy do czynienia, gdy ktoś produkuje niekoniecznie w złej intencji półprawdy, a te z kolei dość szybko mogą ewoluować do kategorii dezinformacji. Często bywa, że jakiś specjalista w jednej dziedzinie wiedzy stara się szerzyć wywody (znów unikam tu słowa „teorie”) w innej dziedzinie, choć niezbyt jest w niej obeznany. Swoją wiedzę czerpie z przeczytania kilku książek i dokonuje analizy na podstawie wiedzy w swojej specjalizacji. Każda dziedzina wiedzy posługuje się jednak specyficzną tylko dla siebie metodologią naukową, której nie można łatwo i bezkrytycznie przetransferować do innej. Oczywiście jeszcze większy problem pojawia się, gdy do głoszenia jakichkolwiek wywodów „naukowych” zabiera się osoba z całkowitym brakiem jakiegokolwiek przygotowania naukowego, i do tego ich „wiedza” opiera się na wiadomościach wyłącznie zaczerpniętych z internetowych stron. Z całym szacunkiem dla przeogromu informacji, które można znaleźć w internecie, to jednak do informacji tam zawartych należy zawsze podchodzić niezwykle sceptycznie i z programową weryfikacją. Np. nie zdajemy sobie sprawy, że tak gloryfikowana dzisiaj „sztuczna inteligencja” czyli AI bazuje na powszechności danych wypowiedzi na stronach internetowych na dany temat, a nie na naukowej weryfikacji. Co znaczy, że jeżeli ktoś napisze milion artykułów, że Słońce się kręci wokół Ziemi, która jest płaska i do tego zrobiona jest z czekolady, to AI może właśnie taki „fakt” nam podać, gdy zapytamy o realia planety Ziemi.
Ostatnią i do tego najgroźniejszą kategorią „fake newsów” jest oczywiście intencjonalne wprowadzanie nieprawdziwych wiadomości i informacji. Motywy takiego działania mogą być oczywiście bardzo różne. W ostatnich latach bardzo uwidocznili się tzw. rosyjscy trolle, których celem jest dezinformowanie społeczeństwa demokratycznego świata i podważania wypracowanego systemu wartości. To właśnie dzięki tej rosyjskiej systematycznej i propagandowej akcji partie populistyczne nabierają wiatru w żagle w krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych.
Jak możemy się bronić przed tego typu „fake newsami”?
Po pierwsze, nie rozpowszechniajmy żadnych przeczytanych informacji dopóki nie zapoznamy się najpierw z całością informacji (i jej kontekstem) oraz dopóki nie zweryfikujemy źródła takiej informacji.
Po drugie, upewnijmy się, czy często chwytny tytuł i ilustracje na pewno współharmonizują z całością informacji. Często zdjęcia znanych i sławnych postaci mają nas zachęcić do akceptacji pewnych przekazów, z którymi te znane osoby nie zawsze się identyfikują. Nie wierzmy przy tym we wszystko co przeczytaliśmy. Bądźmy zawsze sceptyczni i realistycznie krytyczni.
Następnie sprawdźmy zawsze autora danej informacji i jego referencje. Sprawdźmy przy tym, czy osoba pisząca jest na pewno osobą, za którą się podaje. Dowiedzmy się czy za wypowiedzią autora kryją się jakieś ukryte interesy. Unikajmy za wszelką cenę informacji anonimowych, szczególnie gdy starają się one wpływać na nasze opinie czy zachowania. Przy braku zdolności do krytycznej ewaluacji, najlepiej całkowicie nie sięgać po takie informacje.
Jeżeli jakaś informacja nas bardzo zaciekawi, pogłębiajmy naszą wiedzę w tym zakresie: przeczytajmy inne publikacje (szczególnie te krytyczne). Skontrolujmy uzyskane wiadomości co do ich prawdziwości na takich stronach jak Snopes.com; FactCheck.org czy PolitiFact.com.
Przy korzystaniu ze stron internetu zawsze zwróćmy uwagę na URL (Uniform Resource Locator) czyli adres strony internetowej. Dziwaczne końcówki stron internetowych (np. .ru, .by, .cn, .kb, .ir) powinny zawsze wzbudzać poważne podejrzenia co do wiarygodności przekazywanych informacji.
Przy przeglądaniu informacji na stronach internetu, szczególnie gdy sięgamy po kontrowersyjne tematy, unikajmy łatwego otwierania kolejnych stron „podpowiadanych” nam przez internet do „pogłębienia” tego samego tematu. Bardzo często są to bowiem strony generowane dla potwierdzania i ugruntowania przekazanego właśnie punktu widzenia, co nie pozwala nam np. na zapoznanie się z przeciwnym czy bardziej krytycznym odniesieniem co do przeczytanej informacji. Po przeczytaniu kilku stron z takimi dezinformacjami możemy dość do błędnego wniosku, że większość podziela właśnie ten punkt widzenia, a co za tym idzie, to „musi być prawda”.
Bardzo często podchodzimy do otrzymywanych informacji z pozycji bezkrytycznej akceptacji już uformowanych opinii, pewnej stronniczości lub nawet wewnętrznych, nieuświadomionych uprzedzeń, co podświadomie ukierunkowuje nas do potwierdzania tylko już tego w co wierzymy i co bezkrytycznie akceptujemy. Zatem bądźmy bardziej otwarci i nie bójmy się zadawać krytycznych pytań, szczególnie tych niewygodnych.
No i na koniec nie zapominajmy, że „fake newsy” nigdy same nie zaprezentują się jako „fake newsy”. To właśnie głosiciele „fake newsów” będą—na zasadzie projekcji—głośno nazywać wszystkich innych „fake newsami”, szczególnie gdy ktoś chce im wykazać nieprawdziwość przekazywanych przez nich informacji.







