O staniu na palcach, fascynacji językiem, kulturowych różnicach między Czechami a Polską, Romach, pracy na uniwersytecie oraz tłumaczeniu literatury polskiej na angielski opowiada dr Ewa Małachowska-Pasek w rozmowie z Aliną Klin
Część pierwsza: Czechy, praca na uniwersytecie oraz dlaczego warto uczyć się polskiego

Alina Klin i Dr Ewa Małachowska-Pasek
Alina Klin: Jesteś wykładowczynią języka polskiego, polskiej kultury oraz języka czeskiego na Uniwersytecie Michigan od 1997 roku. Prowadzisz też 4 zajęcia poświęcone Romom. Jak przeczytałam w twoim CV, najpierw zrobiłaś magisterium z polonistyki, potem magisterium z filozofii, a doktorat z językoznawstwa w 2022 roku, w Polskiej Akademii Nauk, gdzie już wcześniej pracowałaś. Przed przyjazdem do Stanów, uczyłaś również w anglojęzycznym liceum. Przetłumaczyłaś – wspólnie z Megan Thomas – dwie powieści na angielski. Jak mi kiedyś powiedziałaś, czeskiego nauczyłaś się dopiero tutaj, w Stanach po to, żeby uczyć tego języka na uniwersytecie, co robisz, z dużym powodzeniem, od 2007 roku.
Ewa Małachowska-Pasek: Czeskiego zaczęłam się uczyć z innych powodów. Przede wszystkim już dużo wcześniej miałam dosyć nieprzyjemną świadomość, że nic o Czechach nie wiem. Literatura, której się uczymy, to zazwyczaj wielka literatura niemiecka, wielka literatura rosyjska czy francuska, a przecież Czesi są naszymi najbliższymi sąsiadami. Mimo że uwielbiamy ich filmy, tak naprawdę niewiele o nich wiemy.
Alina: Kiedy czegoś nie rozumiemy, czasem mówimy po polsku, że jest to „czeski film”, albo żartujemy sobie z języka czeskiego mówiąc, że „szmaticzku na paticzku” po czesku niby znaczy parosol…
Ewa: I ja z tego powodu zaczęłam interesować się Czechami i uczyć się czeskiego. Kiedy moje dzieci były już w takim wieku, że mogłam poświęcić więcej czasu na to, co mnie interesuje, zaczęłam zgłębiać literaturę czeską. Niedługo potem mój dziekan dowiedział się, że uczę się czeskiego i mówię już po czesku, i dostałam propozycję uczenia języka czeskiego na uniwersytecie. A więc było trochę inaczej.
Alina: Teraz rozumiem.
Ewa: Był to też taki interesujący ciąg wydarzeń. Czasem zabieramy się za coś bez jakiegoś konkretnego celu, nie po to, aby przekuć to w pieniądze czy pracę zawodową. Ja zaczęłam się uczyć czeskiego, bo chciałam poznać i zrozumieć czeską kulturę. Potem, gdy zaczęłam jeździć do Czech – a jeździłam tam co roku, żeby doskonalić język, bo kiedy człowiek uczy innych, to naprawdę musi włożyć w to serce, duszę, wszystko – wtedy właśnie zwróciłam uwagę na Romów. W Czechach i na Morawach Romowie są znacznie bardziej widoczni niż w Polsce, tam, gdzie mieszkałam.
Alina: A gdzie mieszkałaś?
Ewa: W Warszawie. Zaczęłam zgłębiać tę tematykę. Byłam zaszokowana tym, co ludzie mówią i piszą na temat Romów, czy to w Czechach, czy w Polsce. Tak więc najpierw pojawiło się zainteresowanie Czechami, z tego wynikło zainteresowanie Romami, z tego zaś dodatkowe zajęcia, które zaczęłam prowadzić tutaj, na uniwersytecie, a na koniec powstała książka Od Cygana do Roma.
Alina: Którą opublikowałaś w zeszłym roku, a wydał ją w Polsce PAN. Gratuluję ci publikacji tej książki. A jeśli chodzi o twoje zainteresowanie Czechami – wspomniałaś o filmach.
Ewa: Oglądaliśmy je w Polsce, są wyśmienite, słynna czeska szkoła filmowa.
Alina: No i ten humor czeski…
Ewa: Tego u nas raczej brakowało. Wiele razy słyszałam, że Czesi bardzo nie lubią, kiedy za sztandarową pozycję w ich literaturze uznaje się Przygody dobrego wojaka Szwejka. Zastanawiałam się, dlaczego. I chyba teraz już wiem, dlaczego. Myślę, że duża część czytelników polskich i niepolskich, nie do końca rozumie Szwejka. To wyśmienita książka o tym, jak przetrwać w sytuacji, która jest beznadziejna, jak przetrwać wtedy, kiedy właściwie nie ma wyboru, a trzeba zachować godność. To jest powieść szalenie pacyfistyczna. I mimo że mamy tam wojaka, wojsko, wojnę – jest to przede wszystkim próba pokazania, jak nie zwariować w strasznie brutalnym świecie. Bardzo często mówi się tylko o komizmie tej powieści i o tym, że Szwejk był pociesznym głuptasem, a on z pewnością nim nie był.
Alina: Przypomina mi to podejście do wojny widoczne w firmie Eroica Munka, gdzie mamy takiego właśnie „antybohatera”, nie naszego tradycyjnego bohatera „heroicznego”, ale bohatera, który głównie stara się przetrwać. Jest to rodzaj bohaterstwa w Polsce raczej nieceniony.
Ewa: Tak, i wydaje mi się, że to ogromna różnica między kulturą czeską a polską – my rzucamy się ze sztandarami, ze śpiewem na ustach, to część naszej tożsamości narodowej, że walczymy…
Alina: Ruszamy z szablami na czołgi…
Ewa: To akurat nie było prawdą, ale stało się symbolem w naszej kulturze. „Synkowie moi, poszedłem w bój jako wasz dziadek, a ojciec mój…” (wiersz Jerzego Żuławskiego). To tak, jakbyśmy musieli iść w bój, bo to doświadczenie historyczne nas wszystkich.
Alina: A Czesi…
Ewa: A Czesi obrali inną drogę, jest to dla mnie bardzo interesujące. Jak też i to, że inaczej niż Polacy rozliczali się z okresem komunizmu. Byli pełni zrozumienia dla ludzkich decyzji podejmowanych w tych strasznych czasach, dla ludzkich błędów. My nie. To nas bardzo różni od Czechów.
Alina: Już mi tak wiele fascynujących rzeczy powiedziałaś, a miało to być tylko „tytułem wstępu”. Wróćmy wiec może do twojego wykształcenia, a więc do dwóch magisteriów. Skąd pomysł studiowania najpierw polonistyki, a potem filozofii?
Ewa: To jest trudne pytanie, bo muszę się przyznać, że z polonistyką to był poniekąd przypadek.
Alina: Moje studia slawistyczne to też był przypadek…


Ewa: Złożyłam podanie na pedagogikę, bo bardzo chciałam tam studiować i pracować z dziećmi, które mają różnego rodzaju problemy psychologiczne. Ale nastąpiła pomyłka i moje dokumenty przypadkowo znalazły się na polonistyce. Kiedy dostałam informację, że mam egzaminy na polonistykę, było już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Cały tydzień przed egzaminami intensywnie uczyłam się gramatyki. Po liceum wszyscy oczywiście mamy pojęcie o gramatyce, ale nie takie, żeby dostać się na polonistykę. Egzaminy na polonistykę jakoś zdałam, zaczęłam studiować i wtedy dotarło do mnie, że czytam różne utwory literackie, ale tak właściwie nie wiem, jaki jest ich szerszy kontekst, dlaczego zostały napisane. Wtedy doszłam do wniosku, że zamiast przenosić się po pierwszym roku na pedagogikę, filozofia będzie fantastycznym uzupełniającym kierunkiem studiów. I tak po pierwszym roku polonistyki przeszłam na indywidualny tok studiów i rozpoczęłam studia na filozofii.
Alina: Czyli studiowałaś równolegle oba kierunki. Musiałaś być bardzo zapracowana.
Ewa: I tak, i nie. Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem filozofem (filozofką?), bo rzeczywiście potraktowałam filozofię jako poszerzenie swojej wiedzy. Bałam się, że sama nie będę w stanie tego ogarnąć i że potrzebuję nad sobą czegoś w rodzaju „bata” – na przykład egzaminu, do którego muszę się przygotować. Niektórymi tematami nigdy w życiu bym się nie zajęła, gdyby nie to, że musiałam zdać egzamin. To były bardzo trudne studia.
Alina: I szalenie rozwijające…
Ewa: O tak!
Alina: A kiedy nauczyłaś się angielskiego?
Ewa: W szkole uczyłam się języka niemieckiego, potem na studiach miałam angielski, ale kiedy przyjechałam do Stanów Zjednoczonych, po angielsku niewiele mówiłam i niewiele rozumiałam. Owszem, czytałam po angielsku, ale nie mówiłam, a między bierną a czynną znajomością języka jest ogromna różnica. W Polsce nie miałam okazji zbyt często przebywać w środowisku anglojęzycznym. Kiedy przyjechałam tutaj, zostałam nagle wrzucona w tutejsze anglojęzyczne otoczenie – i to było bardzo bolesne doświadczenie. Bolesne, bo wiązało się z poczuciem całkowitej utraty tożsamości; po polsku mogłam się swobodnie wypowiadać i wyrażać swoje myśli, natomiast po angielsku było to bardzo ograniczone i trudne. Właśnie tutaj nauczyłam się angielskiego.
Alina: A jak znalazłaś się w Stanach i w Ann Arbor? Czy od razu trafiłaś na uniwersytet w Ann Arbor? Czy może powodem twojego przyjazdu był mąż i jego praca?
Ewa: Mój mąż jest Polakiem. Zanim zostaliśmy małżeństwem, zrobił w Stanach doktorat z inżynierii. Przyjechałam do niego, ale jeszcze przed wyjazdem z Polski przeprowadziła ze mną rozmowę pani profesor Bogdana Carpenter, pod kątem tego, czy mogłabym uczyć polskiego. Wiedziała, że skończyłam polonistykę ze specjalnością pedagogiczną, uczyłam polskiego w szkole…
Alina: A więc tak naprawdę byłaś idealną kandydatką…
Ewa: Myślę, że było wielu idealnych kandydatów, ale w moim przypadku zadecydował splot okoliczności; byłam tu ze względów rodzinnych i mogłam też pracować.
Alina: Czym twój mąż zajmował się na UM?
Ewa: Robotyką, automatyzacją i innymi zaawansowanymi technologiami produkcyjnymi. Później przeniósł się na kanadyjski uniwersytet w Windsorze. Na uniwersytecie w Ann Arbor prowadził badania naukowe, a na uniwersytecie w Windsorze otrzymał etat naukowo-dydaktyczny i został profesorem.
Alina: Bardzo cię podziwiam, że tyle osiągnęłaś, a przecież rodzina – mąż i dwójka dzieci – wymagały od ciebie poświęcenia im czasu. Ale rodzina to temat na osobny wywiad, wróćmy więc do twojej pracy na uniwersytecie.
Czy polonistyka to wydział na Uniwersytecie Michigan (UM)?
Ewa: Polonistyka jest jedną ze specjalizacji na wydziale slawistyki, obok ukrainistyki, bohemistyki czy rusycystyki. Na studiach polonistycznych na UM mamy zarówno kierunek główny (major) jak i kierunek dodatkowy (minor). Najwięcej studentów wybiera jednak specjalizację rusycystyczną.
Alina: Tak zwykle jest na amerykańskich uniwersytetach.
Ewa: Tak, ale jest spory wybór, prowadzimy również zajęcia z serbsko-chorwacko-bośniackiego. Nasz wydział jest tak zorganizowany, że zwykle mamy jednego profesora w każdej specjalizacji – z wyjątkiem rusycystyki, gdzie jest ich kilku – oraz jednego albo dwóch wykładowców. Moim kolegą po fachu jest dr Piotr Westwalewicz; nota bene, zachęcam cię do zrobienia z nim wywiadu. Oboje uczymy nie tylko języka, ale też prowadzimy zajęcia z kultury i literatury; Piotr, na przykład, zajmuje się polską muzyką, zwłaszcza rockową. Zajęcia z literatury prowadzi zazwyczaj profesor, ale raz miałam przyjemność zastępować profesor Carpenter i poprowadzić zajęcia z pozytywizmu. Wydaje mi się, że nasz uniwersytet – University of Michigan – oraz nasz wydział znajdują się w wyjątkowo dobrej sytuacji.
Alina: Zgadzam się. Chociażby kolejne stypendia ufundowane dla studentów, o których niedawno było głośno – to jest wspaniałe.
Ewa: Tak, to jest wspaniałe!
Alina: Macie również studia magisterskie i doktoranckie.
Ewa: Głównie są to studia doktoranckie, a magisterium robi się, można powiedzieć, „przy okazji”. Zwykle nikt nie poprzestaje na magisterium, tylko kontynuuje studia doktoranckie i kończy z doktoratem. Studia magisterskie są natomiast częścią programu CREES (Center for Russian, East European, and Eurasian Studies).
Alina: Powiedziałaś, że twój uniwersytet ma szczególną pozycję.
Ewa: Tak, jest to bardzo silny ośrodek pod każdym względem. Jest tu też nasze Centrum Kopernikowskie – Copernicus Center for Polish Studies – do którego należą profesorowie i wykładowcy z różnych dziedzin i z różnych wydziałów. Są w nim historycy, muzycy, czy literaturoznawcy, którzy zajmują się polskimi studiami. I, na przykład, Benjamin Paloff to specjalista od literatury polskiej, Geneviève Zubrzycki jest socjolożką, Mackenzie Pierce muzykologiem, Brian Porter-Szücs historykiem, a Łukasz Stanek – architektem. Każdy z nas należy do innego wydziału, ale razem tworzymy wspólny, międzywydziałowy program. Oczywiście mamy też osoby, które nas wspierają i finansują nasze działania, bo zależy im na rozwoju polskich studiów na naszym uniwersytecie.
Alina: A czy uniwersytetowi też zależy?
Ewa: Z pewnością tak, uniwersytet jest także dumny z naszej działalności. Dobrze jest mieć tak silny i prestiżowy ośrodek, ponieważ przyciąga on sponsorów oraz fundusze. Tak jak wspomniałaś, mamy naprawdę fantastyczne stypendia dla studentów. Nasi studenci mogą odbywać staże w Polsce, w muzeach – np. mogą pojechać do Zakopanego, do Warszawy …
Alina: Do Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem?
Ewa: Tak, mieszkają wtedy w Zakopanem i zajmują się tłumaczeniami albo przygotowują anglojęzyczne teksty na wystawy, pomagają także opracowywać publikacje.
Alina: To jest już chyba propozycja dla studentów na studiach magisterskich.
Ewa: Nie, korzystają z niej studenci studiów „pierwszego stopnia” (undergraduate), którzy uczą się języka polskiego. Natomiast na badania do Polski rzeczywiście wyjeżdżają głównie studenci robiący magisterium lub doktorat. Część naszych zajęć, pewien procent, jest również finansowana przez Copernicus Center for Polish Studies.
Alina: Magia waszego ośrodka, ranking waszego uniwersytetu, to wszystko jest bardzo ważne i przyciąga.
Ewa: Ależ oczywiście. Przyjeżdżają do nas takie sławy jak Wałęsa, Michnik, Holland, Trzaskowski – to są nazwiska, które dobrze świadczą o uniwersytecie.
Alina: Co w pracy nauczyciela akademickiego daje Ci największą satysfakcję?
Ewa: Najbardziej lubię uczyć kultury polskiej, uwielbiam to robić. A praca nauczyciela akademickiego jest fascynująca, ponieważ człowiek cały czas musi stać na palcach, cały czas się rozwijać, nie można zaprzestać. Choć prowadzę zajęcia z języka polskiego na drugim i trzecim roku już chyba ćwierć wieku, za każdym razem starannie się do nich przygotowuję. Po części korzystam oczywiście z opracowanych już materiałów, ale za każdym razem – na przykład – wprowadzam nowe słownictwo. My, nauczyciele języka polskiego, nieustannie jeździmy do Polski, czytamy polską prasę, bo każdego roku wchodzą w użycie słowa, które dla nas – mieszkających w Stanach – są zupełnie nowe.
Alina: A niektóre są dla nas kontrowersyjne, albo co najmniej podejrzane, ponieważ są to anglicyzmy…
Ewa: Wiadomo, że na przykład możemy teraz śmiało używać na zajęciach słowa „krindż” – wymawianego z polskim akcentem – i „krindżować”, bo tak mówią młodzi ludzie w Polsce. Zamiast głowić się i gimnastykować, kiedy studenci pytają, „Pani Ewo, a jak powiedzieć po polsku ‘cringe’?”, odpowiadam „krindż” – i proszę bardzo, jaka radość!
Praca akademicka ma to do siebie, że trzeba się non stop uczyć. A najciekawsze są najprostsze pytania, bo choć mamy na nie oczywiste, ustalone odpowiedzi, często musimy je na nowo przeanalizować i wtedy mogą być ogromnym wyzwaniem. I to jest dla mnie w pracy akademickiej najbardziej pociągające.
Alina: A jakie są minusy, jeśli takowe są?
Ewa: Jeśli są minusy, to chyba takie, że człowiek nie może się od swojej pracy oderwać. Nawet w czasie wakacji – wtedy na przykład zbieramy materiały dydaktyczne. Praca zawsze chodzi po głowie. I to jest czasem męczące.
Alina: Jak w dzisiejszej atmosferze, kiedy często słyszymy, że uniwersytety powinny przygotowywać młodych ludzi do zawodu, widzisz rolę wykształcenia uniwersyteckiego, szczególnie w Liberal Arts, a jeszcze mówiąc wprost – na polonistyce? Co takie wykształcenie może dać młodemu człowiekowi? Bo zapewne nie daje zawodu w ten sam sposób, w jaki zawód daje – na przykład – ukończenie inżynierii?
Ewa: Rozłożyłabym odpowiedź na te pytania na dwie części. Pierwsza z nich to „po co studiujemy języki obce?” Studiujemy języki obce – odnosi się to wszystkich języków, ale jak najbardziej również do języka polskiego – bo są to wrota do innej kultury. Poprzez język obcy i poprzez analizowanie innej kultury, analizujemy swoją własną. Tylko wtedy pojawiają się różnice między tym, co nam się wydaje oczywiste, a tym, co się okazuje oczywiste w innej kulturze. Ta różnica między naszą „oczywistością” – „no bo tak jest” – a przekonaniami w innych częściach świata, gdzie to wcale nie musi być normą, zmusza nas do przemyślenia własnych poglądów. Czy to, co uważamy za dobre lub złe, rzeczywiście takie jest, czy jest naprawdę uniwersalne? To fantastyczne ćwiczenie umysłu i tolerancji. Tak mi się wydaje.
Ale dlaczego dobrze jest inwestować w język polski, tak odmienny od angielskiego? Posłużę się tu przykładem studentki. Victoria chciała zostać lekarką, planowała rozpocząć studia medyczne, a języka polskiego uczyła się ze względu na polskie pochodzenie. Na początku miała trudności z językiem polskim, przede wszystkim ze składnią. Victoria pracowała też jako wolontariuszka w szpitalu, pomagając pacjentom z problemami kognitywnymi i zaburzeniami ośrodka mowy; często ich nie rozumiała, mimo że mówili po angielsku. Pewnego dnia przyszła do mnie, żeby podzielić się radością – powiedziała, że to niesamowite, bo wreszcie ich rozumie. Dzięki nauce języka polskiego uświadomiła sobie, że pacjenci przekazują jej wszystkie informacje, jednak mają tak pomieszany szyk zdania, tak odmienną składnię, że ona wcześniej nie była w stanie się w tym odnaleźć. To właśnie nauka polskiego uzmysłowiła jej, że nie powinna koncentrować się na szyku wyrazów w zdaniu, ale wyciągać najważniejsze informacje z całości wypowiedzi. Ten przełom nastąpił dokładnie w tym samym momencie, w którym pokonała własne trudności z szykiem zdania w języku polskim. Powiedziała mi też, że umiejętność rozumienia pacjentów pojawiła się u niej znacznie wcześniej niż u jej koleżanek i kolegów. I właśnie dlatego – powiedziała – warto uczyć się języka polskiego.
Alina: Wspaniała anegdota.
Ewa: Pokazuje, jak bardzo język polski ćwiczy myślenie osób anglojęzycznych – naprawdę muszą odłączyć się od szablonu. I to jest jedna kwestia. Druga jest taka, że warto skoncentrować się na jednej kulturze i naprawdę ją zgłębić, tak jak mówiłam wcześniej, aby lepiej zrozumieć innego człowieka. Nie musi to być koniecznie język polski – jestem w tym względzie mało patriotyczna. Uważam, że każdy odmienny kulturowo region jest wart studiowania. A język polski, literatura polska mają mnóstwo do zaoferowania studentom; muzyka polska, film polski, plakat – plakat polski, to jest coś cudownego, szkoła polskiego plakatu jest wyśmienita. Nie wiem, czy odpowiedziałam na twoje pytanie.
Alina: Tak, ale jeszcze chciałabym od ciebie usłyszeć, co można powiedzieć rodzicom, czy też władzom uniwersyteckim, na uniwersytetach, z których język polski już zniknął bądź znika, nie tylko zresztą polski, ale w ogóle języki obce. Oni twierdzą, że młoda osoba potrzebuje zawodu, a takie studia, ogólnorozwojowe, humanistyczne, zawodu nie dają. Co byś ty odpowiedziała, również jako osoba z wykształceniem filozoficznym? Bo jednak studia językowe przygotowują do różnych zawodów, choć nie uczą ich wprost.
Ewa: Skoro już wspomniałaś filozofię, to dodam, że wielu moich kolegów z roku trafiło do dużych firm – mimo że nie mieli wykształcenia ekonomicznego, potrafili lepiej niż inni łączyć i kojarzyć fakty.
Alina: A tych dodatkowych umiejętności nauczyli się potem szybko, już w pracy.
Ewa: Tak, bo umiejętność myślenia jest kluczowa. I dlatego studia ogólnorozwojowe pomagają nam wszystkim lepiej wykonywać każdą pracę. Wielu naszych absolwentów nie zostanie polonistami; powiedzmy sobie wprost, że prawie nikt z nich nie wybierze takiej ścieżki. Natomiast te studia pozwalają im inaczej rozmawiać z ludźmi, lepiej ich rozumieć i podchodzić w otwarty sposób do zagadnień międzykulturowych w pracy. Pozwalają też patrzeć uważniej, wykraczając poza utarte schematy, po prostu poszerzają horyzonty.
I znów posłużę się anegdotą. Otóż na początku swojej pracy uczyłam studentkę, Kasię, bardzo dobrze ją pamiętam. Kasia otrzymała nagrodę za osiągnięcia w nauce języka polskiego, a studiowała inżynierię. Po studiach postanowiła znaleźć pracę w wielkiej firmie. Poszła na interview, była dobrze przygotowana – odpowiedziała na wszystkie pytania, ale na koniec zapytano ją: „Czy pani mówi po polsku? Widzimy, że dostała pani nagrodę.” Kasia odpowiedziała: „Tak, uczyłam się polskiego, to bardzo trudny język i to mi się podobało. Poza tym moja rodzina ma korzenie w Polsce i uważam, że korzenie definiują człowieka.” Kiedy tylko to powiedziała, przestraszyła się, że jej odpowiedź może była zbyt osobista. Ale to właśnie ona dostała tę pracę. Dowiedziała się później, że język polski wyróżnił ją spośród wszystkich kandydatów – bo jeśli nawet znali inne języki, to zwykle hiszpański albo francuski – natomiast nikt nie miał nagrody z języka polskiego. Była wyjątkowa.
Alina: Bardzo serdecznie ci dziękuję za pierwszą część rozmowy. Będziemy ją kontynuować i rozmawiać o tłumaczeniu książek, Romach, stowarzyszeniu amerykańskich nauczycieli uczących polskiego oraz o feminatywach.Do zobaczenia.
Ewa: Do zobaczenia!
Druga część wywiadu z dr Ewą Małachowską-Pasek zatytułowana jest „Wszyscy jesteśmy tłumaczami. O tłumaczeniu książek, Romach, stowarzyszeniu nauczycieli języka polskiego i feminatywach opowiada dr Ewa Małachowska-Pasek w rozmowie z Aliną Klin”







