Skip to main content

O Festiwalu Filmów Polskich w Ann Arbor rozmawiamy z Andrzejem Dolatą, miłośnikiem filmu, członkiem tegorocznego komitetu festiwalowego i osobą od początku związaną z festiwalem. Andrzej Dolata jest też prezesem PCF-AA (Polish Cultural Fund – Ann Arbor), organizacji non profit, która jest głównym organizatorem festiwalu.

Dokładne informacje o programie festiwalu znajdą Państwo na stronie: https://www.annarborpolishfilmfestival.com/program/

Alina Klin: Dzisiaj, to znaczy w czwartek 13 listopada, rozpoczyna się 32. Festiwal Polskich Filmów w Ann Arbor. Ten wspaniały festiwal organizowany jest od 1993 roku społecznie przez grupę wolontariuszy, pasjonatów kina, którzy z wielkim oddaniem najpierw przez wiele miesięcy przygotowują program, a potem czuwają nad jego przebiegiem, jak również goszczą festiwalowych gości u siebie w domu i organizują im kilkudniowy pobyt. W latach ubiegłych wśród festiwalowych gości znaleźli się między innymi Agnieszka Holland, Krzysztof Zanussi, Kinga Dębska i Marek Probosz. Jestem pełna podziwu dla zaangażowania i wysiłków organizatorów oraz gratuluję tak wspaniałej i niezwykle udanej imprezy kulturalnej.  

Andrzej Dolata: Dziękuję bardzo. W tym roku, podobnie jak w latach ubiegłych, wśród gości są laureaci naszych konkursów filmowych.  Na razie nie zdradzamy ich nazwisk, bo dopiero na piątkowej Gali chcemy ogłosić, kto otrzymał nagrodę za najlepszy film dokumentalny, kto za najlepszy film krótkometrażowy, a kto za debiut.  W tym roku mamy siedmioro gości. Jednym z nich jest profesor Jarek Bujny, nasz tegoroczny VIP.

Alina: Spośród 33 dokumentów oraz 40 filmów krótkometrażowych zgłoszonych w tym roku do konkursu, jury wyłoniło10 filmów finalistów, w tym 5 dokumentalnych i 5 krótkometrażowych, które zostaną pokazane podczas czterech dni festiwalu. Wasz festiwal od początku, oprócz filmów fabularnych, miał w programie także filmy dokumentalne i krótkometrażowe.  Przypomnijmy, że bilety na seanse filmów fabularnych można kupić online (15.00 dolarów kosztuje bilet normalny, a 10.00 dolarów ulgowy bilet dla studentów i seniorów; dodatkowo 1.25 dol. trzeba zapłacić za transakcję). W programie, przy każdym tytule filmu, znajduje się odpowiedni link. Pokazy filmów dokumentalnych i krótkometrażowych są darmowe i nie trzeba na nie rezerwować biletów.

Andrzej: Tak właśnie jest. Dostępne są jeszcze bilety na piątkową Galę po $50.00, a w cenie takiego biletu jest pokaz filmu oficjalnie otwierającego festiwal, a jest nim „Franz” Agnieszki Holland, notabene, polski kandydat do Oskara.  

Alina: Program festiwalu zapowiada się naprawdę bardzo interesująco, bo jest w nim też „Chopin, Chopin!”, „Simona Kossak” oraz komedia „Vinci 2”; wszystkie wymienione tytuły mają doborową obsadę i zdobyły liczne nagrody.
Porozmawiamy chwilę o początkach festiwalu. Jak przeczytałam na stronie festiwalowej, założyła go Jolanta Nowak.

Andrzej: Tak, jak może pamiętasz, dwa lata temu na festiwalu uhonorowaliśmy Jolę oraz Zbyszka Paska, bo to oni byli inicjatorami festiwalu.  Jola była zainspirowana chicagowskim Festiwalem Filmu Polskiego w Ameryce, znała jego animatora, Krzysztofa Kamyszewa, od którego przez lata wypożyczaliśmy filmy. A nasz festiwal na początku był organizowany przez Polish American Congress  – Ann Arbor. 

Alina: A kiedy ty dołączyłeś do organizatorów?

Andrzej: Ja praktycznie byłem tam od początku, ale najpierw głównie od noszenia stolików i sprzedawania biletów, razem z panią Bobowską, podczas gdy Jola i Zbyszek „robili” festiwal. Nie było pieniędzy, z samych biletów nie można było wszystkiego opłacić; o pokazach kinowych mogliśmy jedynie pomarzyć, bo były za drogie. Wtedy dzięki Joli i jej mężowi, który był profesorem na Uniwersytecie Michigan, a później dzięki uniwersyteckim klubom studenckim mogliśmy korzystać z sal projekcyjnych na uniwersytecie.

Alina: Podobnie jest na WSU – kluby studenckie mogą wynajmować sale praktycznie za darmo, podczas gdy ktoś inny musiałby za wynajem zapłacić, i to słono.

Andrzej: Tak właśnie było. Pomagał nam specjalnie w tym celu założony klub studencki „Społem”, już zresztą nieistniejący. Był taki okres, kiedy dwa polonijne kluby studenckie działały na Uniwersytecie Michigan. 

Alina: A teraz wszystkie projekcje i imprezy festiwalowe odbywają się w Michigan Theater?

Andrzej: Prawie wszystkie, z wyjątkiem czwartkowej, bo dzisiejsze seanse filmów dokumentalnych odbędą się w State Theater. Te trzy filmy dokumentalne, z grupy filmów wyselekcjonowanych przez jurorów, włączyliśmy do programu później, kiedy Michigan Theater był już niedostępny.  W programie są dwa filmy o tematyce ukraińskiej sponsorowane przez Weiser Center; kontynuujemy w ten sposób nasz program ukraiński z ubiegłych lat. Jest to również nasz wyraz poparcia dla Ukrainy i Ukraińców.  A więc pierwszy dzień festiwalu – takie „półotwarcie” (soft opening) – odbędzie się dziś wieczorem w State Theater.  Zapraszam!

Alina: Ale pierwszym filmem dzisiaj (o godz.18:30) będzie “Fantastyczny Matt Parey”/”Fantastic Matt Parey”, a po nim krótkie spotkanie z jego reżyserem, Bartoszem Paduchem, który jest jednym z gości festiwalu.

Andrzej: Tak, myślę, że ten film będzie się cieszył dużym zainteresowaniem, gdyż pokazuje – poprzez sylwetkę Macieja Parowskiego, nazywanego „ojcem polskiej science fiction” –  niezwykle interesującą historię SF i fantastyki w Polsce. 

Alina: Czy Michigan Theater jest bardzo drogi?

Andrzej: Oba kina są drogie.  Za wynajęcie samych sal projekcyjnych na cztery dni płacimy 8–10 tysięcy dolarów. Dlatego też na początku, kiedy mieliśmy przychody tylko z biletów, a więc było to jakieś półtora do dwóch tysięcy dolarów (nawiasem mówiąc, część pieniędzy uzyskiwana była ze sprzedaży ciast domowego wypieku), na kino absolutnie nie było nas stać.  Dopiero gdy udało nam się zdobyć sponsorów, pojawiła się możliwość przeniesienia festiwalu do prawdziwego kina.

Alina: I to do jakiego pięknego! Ale ciasta były pyszne.  A czy ja dobrze pamiętam, że na początku na festiwalu pokazywane były również starsze polskie filmy?

Andrzej: Pokazywane były TYLKO starsze filmy. Nowe filmy wtedy nie były jeszcze dostępne; Krzysztof Kamyszew sprowadzał filmy z Polski i – w odróżnieniu od naszego festiwalu –  było to przedsięwzięcie komercyjne. Płaciliśmy mu również za filmy dokumentalne. Kiedy wymyśliliśmy nasz konkurs i nagrody, przestaliśmy kupować u Kamyszewa filmy dokumentalne. Początkowo do konkursu zgłaszano 10–12 filmów, teraz, jak zauważyłaś, jest ich dużo więcej.

Alina: Jakie ambicje miał albo i nadal ma festiwal?

Andrzej: Naszą największą ambicją jest udostępnianie wszystkich filmów za darmo, ale żeby tego dokonać, potrzebować będziemy wielu sponsorów.  Na razie tylko studenci UM i MSU wchodzą na seanse za darmo.  Jola Nowak, osoba niesłychanie zasłużona dla festiwalu, chciała oczywiście propagować polską kinematografię.  Pomyślała –  i słusznie –  że tutaj, podobnie jak w Chicago, znajdzie się publiczność zainteresowana polskimi filmami.

Alina: Jak rozumiem, fakt, że już od 1963 w Ann Arbor odbywał się festiwal filmowy (AAFF), nie miał nic wspólnego z powstaniem tu festiwalu polskich filmów.

Andrzej: Nie, nie miał. Natomiast od czasu do czasu trochę z nimi współpracowaliśmy. Na przykład, chyba dwukrotnie, Polish Cultural Fund –  Ann Arbor był sponsorem AAFF. AAFF to jest bardzo duże, komercyjne przedsięwzięcie, wspierane między innymi przez uniwersytet; my niestety nie dysponujemy takimi funduszami, żeby ich co roku sponsorować. Wyjątek robimy, gdy mają w programie jakiś polski film albo gdy przyjeżdża polski artysta, jak niedawno Ewa Dymek, mieszkająca na stałe w Wielkiej Brytanii. Zawsze staramy się Polaków wesprzeć, lubimy to robić.

Alina: Wiem, że razem z żoną gościliście panią Dymek i jej męża, teraz waszym gościem jest profesor Bujny, a inni festiwalowi goście mieszkają u innych organizatorów festiwalu. I tak jest każdego roku.

Andrzej: Tak, to prawda.

Alina: Podziwiam! Wracając do filmów, pokazywanych na festiwalu. W pierwszych latach były to filmy starsze, ale takie do których w Stanach właściwie nie było dostępu, a więc festiwal stwarzał wyjątkową okazję do obejrzenia nowszych filmów polskich, filmów, o których kinomani po tej stronie Atlantyku mogli sobie tylko poczytać. Dla mnie (i nie tylko dla mnie) właśnie te nowości filmowe to była wielka atrakcja i siła festiwalu. I nadal jest, bo od wielu już lat festiwal prezentuje najnowsze filmy polskie, których nie ma jeszcze na przykład na Netflixie.

Andrzej: Tak, i na przykład amerykańska premiera „Zielonej granicy” miała miejsce właśnie u nas. A teraz będziemy pokazywać „Franza” Agnieszki Holland (projekcja w ten piątek), którego też jeszcze w amerykańskiej dystrybucji nie ma; film był jedynie pokazywany na jednym z festiwali w Chicago. Staramy się o najnowsze filmy, chociaż nie zawsze nam się to udaje. Kiedy niedawno byłem na Festiwalu Polskiego Filmu w Gdyni, bardzo mi się spodobał film „Ministranci”, nie wiedziałem wtedy jeszcze, że dostanie tam główną nagrodę. Od razu zaczęliśmy się starać o jego wypożyczenie, ale niestety okazało się, że amerykański dystrybutor już go przejął i nie może być wysyłany na festiwale.  Jeśli chodzi o nasze konkursy na najlepszy dokument i film krótkometrażowy, to zdarza się, że twórca zgłasza nam film do konkursu, po czym wycofuje się, bo właśnie jego film zakwalifikował się na jakiś bardzo prestiżowy konkurs, na przykład na Berlinale, w kategorii „debiuty”, no i niestety nie może wcześniej wziąć udziału w naszym konkursie.

Organizatorzy festiwalu wraz z festiwalowymi gośćmi podczas 31. Festiwalu, w 2024 roku

Alina: Ale wydaje mi się, że wasz festiwal zaczyna się też coraz bardziej liczyć, zdobywa większy rozgłos i prestiż.

Andrzej: Masz rację, po tych trzydziestu latach ludzie zaczynają coś widzieć.  My nie mamy fachowców, nie mamy dużych funduszy, robimy to społecznie i nigdy nie będziemy takim…, no, nie, może, kiedyś, w przyszłości…

Alina: Festiwal na pewno jest dynamiczny, rozwija się, jest otwarty na nowe pomysły, a na przykład w Chicago nie ma już festiwalu polskich filmów.

Andrzej: Filmy polskie nadal tam pokazują, ale festiwalu już nie ma, bo skończyły się pieniądze. Zawsze też potrzebny jest lider. Przez lata był nim Krzysztof Kamyszew, który wspominał mi niedawno, że brakuje młodych ludzi, którzy chcieliby z nim pracować.

Alina: Ambicją festiwalu w Ann Arbor jest też pokazywanie nowego polskiego kina szerszej publiczności, nie tylko polsko-amerykańskiej. Ale festiwal ma też dodatkowe imprezy, jak na przykład dodany w tym roku i zapowiadający się bardzo interesująco program dla ludzi niesłyszących. Oraz niedawna retrospektywa twórczości Wojciecha Hasa, we współpracy z Centrum Kopernikowskim (Copernicus Center for Polish Studies/CCPS).

Andrzej: Retrospektywa Hasa, a właściwie cały ten interesujący program, bo obok dzieł Hasa, pokazywano w nim też nowe polskie filmy, to było przedsięwzięcie biznesmenki z Polski, zorganizowane przez Centrum Kopernikowskie, a my byliśmy tylko jednym z jego sponsorów. CCPS bardzo pomaga festiwalowi. A jeśli chodzi o imprezy towarzyszące, to chciałbym wymienić wtorkowy wykład profesora Jarka Bujnego o polskiej szkole plakatu oraz wspomniany przez ciebie sobotni program dla ludzi niesłyszących, który jest częścią tegorocznego festiwalu. Włączenie tego programu do festiwalu było inicjatywą Centrum Kopernikowskiego (CCPS), którego stypendystką jest obecnie profesor Magdalena Zdrodowska.

Alina: Tylko jeden z filmów pokazywanych w tym programie („Szumy i fonie”) jest filmem konkursowym. Skąd wzięliście pozostałe filmy?

Andrzej: Pięć krótkich filmów pokazywanych przed „Szumami foniami” przywiozła profesor Zdrodowska. Są to filmy zrobione przez głuchoniemych artystów, dlatego na projekcjach będzie dwóch tłumaczy języka migowego, bo przyjeżdżają osoby, które ani nie słyszą, ani nie mówią, także ze specjalnych szkół, którym zapewnimy transport. Będzie to dość drogie przedsięwzięcie. Po projekcji tych filmów profesor Zdrodowska będzie odpowiadała na pytania publiczności.  A potem, o godz. 1:30 po południu, odbędzie się projekcja filmu „Szumy i fonie”, Piotra Krzysztofa Kamińskiego, laureata naszego ubiegłorocznego konkursu debiutów. Widziałem ten film w Gdyni i bardzo mi się podobał. Okazało się, że nasi jurorzy wybrali go na festiwal. Film opowiada o niesłyszącej matce i jej dziesięcioletnim synu, stąd tematycznie pasuje do tego programu. Potem godzina przerwy i trzy krótkometrażowe filmy, również wybrane przez jurorów. Pierwszy z nich, „Za zimno na burzę”, pokażemy o godz. 3 po południu, o 3:30 zapraszamy na „Nie ma mnie”, a ostatni film w tej grupie, „Syn szczęścia”, wyświetlimy o 4:30.   A w sobotę wieczorem, o godz. 6, zapraszamy na film krótkometrażowy „Honey Bunny” oraz na dwa filmy fabularne, „Simona Kossak” i „Vinci 2”. 

Alina: A ja mam bardzo dużą ochotę obejrzeć film dla młodszej widowni „O psie, który jeździł pociągiem 2”, ale niestety na 10 rano nie przyjadę do Ann Arbor.

Andrzej: Ja chyba też zrezygnuję z tego filmu, żeby nie zajmować miejsca w kinie, bo w zeszłym roku pokaz pierwszej jego części, „O psie, który jeździł pociągiem 1”, cieszył się bardzo dużą popularnością.

Alina: No to rzeczywiście, zostawmy ten film dzieciom. A czy on też będzie miał napisy po angielsku?

Andrzej: Tak, oczywiście; wszystkie festiwalowe filmy mają angielskie napisy.

Alina: Jak zauważyłam, w tym roku zmienił się konkurs dla dzieci, bo jak pamiętam, w przeszłości był to konkurs na plakat festiwalowy. 

Andrzej: Tak, a jeszcze wcześniej, bo nie mieliśmy artystów przygotowujących plakaty, Iwona Wertenberger wpadła na pomysł, żeby skorzystać z obrazów mojej żony Krystyny, i to one stanowiły element graficzny plakatu. Potem zrobiliśmy konkurs dla dzieci i pierwszy plakat wyłoniony w tym konkursie był bardzo dobry. Ale po paru latach znów należało coś zmienić, więc w tym roku dla dzieci mieliśmy dwa konkursy: na recenzję filmu oraz na rysunek/malunek przedstawiający ulubionego bohatera filmowego. I co ciekawe, zgłosiła się do nas Polsko-Amerykańska Federalna Unia Kredytowa, z propozycją sponsorowania tych nagród, co nas niezmiernie ucieszyło.

Alina: Tak, widziałam tę informację na waszym Facebooku.

Andrzej: Nie mamy niestety sponsora filmu dla dzieci, gdyby się taki znalazł i pokrył koszty projekcji (około dwóch tysięcy dolarów), wstęp dla dzieci na film byłby za darmo.  Zbieraliśmy nawet na ten cel fundusze, ale udało nam się zebrać tylko pięćset dolarów, więc tym razem będzie to pokaz biletowany.

Alina: Ale bilety dla dzieci na szczęście są tanie.

Andrzej: Tak, kosztują w kasie 5 dolarów (na stronie internetowej 6.25 dol., bo dochodzi opłata za transakcję). Chodzi nam o to, żeby seans był dostępny dla dzieci. Bardzo nam zależy na programie dla najmłodszych i chcemy go kontynuować, mimo że od początku dużo do niego dokładamy.

Alina: Tak, to wspaniały pomysł! A w jakiej formie filmy obecnie do was teraz docierają? W latach dziewięćdziesiątych, jeśli dobrze pamiętam, były to wielkie szpule z taśmami, w pudłach aluminiowych.

Andrzej: No tak, i ja musiałem te taśmy odwozić do Chicago. I gości też musieliśmy wozić; z Kamyszewem zwykle się umawiałem w połowie drogi, no bo zawsze brakowało pieniędzy. Dzisiaj wszystkie filmy dostajemy na nośnikach elektronicznych. Nie wiem, czy pamiętasz, na którymś z festiwali jeden film miał trzy szpule i operator się pomylił, i zaczął pokazywać film od środka.

Alina: Nie pamiętam…!

Andrzej: Albo na którymś festiwalu puścił taśmę od tyłu, bo szpula nie była przewinięta.

Alina: Zabawne sytuacje, choć wtedy organizatorom chyba do śmiechu nie było… Ale i dzisiaj technologie nie są doskonałe i coś niespodziewanego może się wydarzyć. 

Andrzej: Chociaż wszystko jest oczywiście dokładnie sprawdzane.

Alina: A w jaki sposób przeprowadzacie selekcję filmów fabularnych?

Andrzej: Powołujemy komitet – cztery albo pięć osób spośród nas– który wybiera najnowsze filmy, które już powstały, albo wiemy o tym, że powstaną w danym roku, dyskutujemy nad tym, co chcielibyśmy pokazać, i wybieramy z nich na przykład 10 pozycji.  No i szukamy dostępu do dystrybutorów tej dziesiątki, a potem, czasem w ostatniej chwili, niespodziewanie pojawia się – jak to miało miejsce tym roku –  możliwość pokazania „Franza” i „Chopina”, a filmy te nie miały być jeszcze dostępne.  Mimo że mieliśmy już program ustalony, zdecydowaliśmy się właśnie je pokazać zamiast „Białej odwagi” i „Kuleja”, które wcześniej były w programie. Filmy te skądinąd też są godne uwagi. Ale wydawało nam się, że „Franz” i „Chopin, Chopin!” będą lepszą opcją.

Alina: No tak, z pewnością!

Andrzej: A więc praktycznie do samego końca nie wiemy, co znajdzie się w programie festiwalowym, z czego oczywiście czasem wynikają pewne problemy. Bo na przykład, kiedy staramy się o dofinansowanie ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich, to oni wymagają, podobnie jak Konsulat z Chicago, podania dokładnego programu festiwalu. I ten program musi powstać stosunkowo wcześnie. A my tego programu nie mamy, no i nie chcemy kłamać. Podobny kłopot mamy zresztą, kiedy reklamujemy festiwal; nie możemy pisać, co pokażemy, bo prawie do końca nie wiemy, co będziemy mogli pokazać.

Alina: No i dzięki temu wasz festiwal jest tak bardzo atrakcyjny.  Bardzo serdecznie dziękuję ci za wywiad i do zobaczenia na festiwalu!  

Dokładne informacje o programie festiwalu znajdą Państwo na stronie: https://www.annarborpolishfilmfestival.com/program/

Leave a Reply