Janusz Wróbel
Szczęściem są bliscy; przyjaźni i życzliwi nam ludzie, zarówno członkowie rodziny, jak i przyjaciele oraz znajomi – osoby, którym ufamy, które szanujemy i które nas nie zawiodły. A jeśli wśród bliskich mamy i najbliższych, tych, których z wzajemnością kochamy, to świat przy całej swej niepewności, zagrożeniach, które niesie i cierpieniach, które na nas zsyła, jawi się lepszym i bardziej bezpiecznym miejscem.
Szczęściem jest doświadczenie wiary. Dodaje nam ona otuchy i przynajmniej częściowo niweluje poczucie osamotnienia, jakiego doznajemy, uświadamiając sobie, że zawieszeni jesteśmy w bezkresnym, nieogarniętym kosmosie, porażającym swa wielkością. Świadomość, że wśród miliardów nie tylko ludzi, ale i gwiazd, Bóg dostrzega nas, słyszy nasze modlitwy i w sposób czasem dla nas nieodgadniony, odpowiada na nie, daje i siłę, i nadzieję, i pocieszenie.
Szczęściem jest możliwość wykonywania pracy i umiejętność dostrzegania w niej tego, że dzięki niej możemy być pożyteczni. Cokolwiek byśmy nie robili, czy to uczestniczyli w produkowaniu czegoś, czy w dystrybucji owoców czyjejś pracy, czy też troszcząc się o dzieci, o to, by przygotowane było jedzenie lub by panował porządek – wysiłek, który w pracę wkładamy, jest naszym pozytywnym udziałem w sprawach tego świata, bowiem prowadzi do tego, że sposób mniej lub bardziej bezpośredni, ktoś inny zwykle z niego korzysta.
Szczęściem jest zdolność docenienia tego, co się nam w życiu udało osiągnąć w sensie duchowym, relacji z innymi, zawodowym, społecznym i materialnym, zamiast skupienia się na tym, czego nam w życiu brak. Ta ostatnia postawa prowadzi do rozgoryczenia, frustracji, zazdrości, malkontenctwa i obniżonego poczucia wartości. Jak pokazują badania, ale i codzienna praktyka, interpretacja tego, co się nam w życiu przydarza, jest dużo ważniejsza od samego wydarzenia. Utrata pracy może na przykład w skrajnych przypadkach prowadzić do samobójstwa, ale może też może spowodować wzmożoną mobilizację, uwieńczoną uzyskaniem nowego, lepszego zatrudnienia.
Szczęściem jest umiejętność pogodzenia się z procesem starzenia, związanej z nim utraty sił, mocy społecznej, a często i zdrowia. Gdy jest inaczej, zamiast czerpania radości z tego, co przynosi każdy dzień, żyjemy przeszłością, użalamy się nad sobą i gloryfikujemy czas dokonany, zamykając się na teraźniejszość. I tak marnujemy dawane nam na bieżąco szanse pełnego przeżycia momentów, z których się składa życie. A kiedy sił ubędzie jeszcze więcej, z żalem patrzyć będziemy na niewykorzystane dary.
Szczęściem jest dzielenie się, wspomaganie i wspieranie tych, których los obdarzył mniej hojnie. Otwarte oczy na potrzeby innych, dostrzeganie cierpienia wokół i wola, by je poprzez swoje działania pomniejszyć, nieobojętność na krzywdę, której jesteśmy świadkami, prowadzi do większej satysfakcji, niż koncentracja na sobie i swoich potrzebach. Eksperymenty psychologiczne dowiodły, że współodczuwanie z potrzebującymi i działanie na rzecz zminimalizowania ich niedostatku, prowadzi do zwiększonego wydzielania serotoniny, hormonu odpowiedzialnego za zdolność doświadczania przyjemności.
Szczęściem jest wieczorny, piątkowy spacer z psem pod wygwieżdżonym, październikowym niebem w ciszy, którą zagłusza tylko szelest suchych liści pod nogami. Jest nim świadomość, że po nocnym spoczynku obudzimy się dla soboty, która dla większości z nas będzie dniem wypoczynku. Jest nim myśl, która przyjdzie na myśl przed zaśnięciem, że przeżyliśmy dobry dzień, w którym coś osiągnęliśmy.
W amerykańskim musicalu Carousel, jeden z bohaterów, Billy, po samobójczej śmierci nie może trafić do nieba, bo dokonał za mało dobrego podczas swej ziemskiej wędrówki. Gwiezdny Dozorca (The Starkeeper) daje mu szansę naprawienia tego, czego Billy zaniedbał – będzie mógł on powrócić na Ziemię na jeden dzień, by zrobić coś, co pozwoli odkupić mu przewinienia. Pomyślmy, w o ile lepszej sytuacji jesteśmy niż Billy. Nie musimy czekać na taką szansę. Ciągle jeszcze jesteśmy tutaj.







