Gdy serce przestaje bić, oznaczać to może tylko jedno – śmierć fizyczną (autor: Paulo Coelho).
Rozmawiamy o Zbyszku, a właściwie wymieniamy się postami. Pewnie to i lepiej, bo słowa więzną w gardle. On nie byłby zadowolony z łzawych pożegnań.
„Żegnaj Przyjacielu
Pusta jest ławka na przystanku życia
Każdy przysiada tu tylko na chwilę
Czekając, rozmyśla na temat sensu bycia” (…) – napisał Nowy, aktywny uczestnik forum dyskusyjnego, którego sercem i duszą był Zbyszek Ejsmont.
Nie wszyscy z naszej ekipy redakcyjnej byli użytkownikami forumdetroit, ale wszyscy mieli świadomość istnienia przestrzeni wolnej od cenzury.
Tu ludzie mogli wyrazić swoją opinię bez obawy, że właściciel forum poniesie straty materialne, bowiem nie korzystał z kieszeni reklamodawców, zbiórek pieniężnych nie ogłaszał, nie oczekiwał wsparcia od polonijnych organizacji. Wręcz przeciwnie, to on pomagał tym, którzy się o pomoc zwracali.
Będąc osobą absolutnie niezależną, z dala od wszelkich koterii, walczył o przejrzystość i jawne działanie organizacji występujących w imieniu społeczności polonijnej.
Przeciwstawiał się eliminowaniu z życia publicznego osób, które odważyły się szukać prawdy.
Był z nami, kiedy spotykały nas „kary” finansowe – w postaci wycofania reklam, nie zamieszczania ogłoszeń, życzeń świątecznych itp. – za publikowanie listów i opinii czytelników krytycznych wobec tzw. liderów oraz wiodących instytucji/organizacji.
Wyrażał sprzeciw, kiedy obrażano nasze pismo paszkwilami mającymi na celu zniechęcanie czytelników, uważał, że przypisywanie komukolwiek niskich motywów jest jednym z najgorszych moralnie chwytów, jakie można zastosować w publicznych wypowiedziach, i że różnica między krytyką a paszkwilem jest gruba i wyraźna.
Wspominając nasze rozmowy, jak i sięgając do „Zoomboyowych” postów na forumdetroit możemy chóralnie wypowiedzieć, że był jednym z, niewielu, któremu tak bardzo zależało na jakości życia kulturalnego i organizacyjnego polonijnej społeczności. Do końca swoich dni walczył z tą naszą bylejakością i nijakością.
Dzięki swoim rozlicznym talentom, podejmował polemiki z różnych dziedzin życia, interesował się historią, literaturą, muzyką, swobodnie czuł się w żeglarskim świecie, jak i na salonach, zarówno w polskim, jak i anglojęzycznym środowisku. Wymagał od siebie wiele i wiele osiągnął, ale wymagał też od innych i u tych budził kontrowersje.
Zastanawiamy się, jak określić Zbyszka w roli satyryka, niewątpliwie nim był…
Jako prześmiewcę, a może bojownika przeciw małości, prostactwu i brzydocie? Miał wspaniałe poczucie humoru, ale w tym była również – maskowana ironią – prawdziwa rozpacz.
Dorastają kolejne polonijne pokolenia, większość posługuje się sporadycznie językiem polskim, ale są jeszcze tacy, którzy słuchają polskich audycji i czytają polską prasę. Powinni czerpać z najlepszych źródeł.
Ostrze „Zoomboyowej” satyry skierowane było w bylejakość, często sponsorowaną przez zaprzyjaźnione grupy wpływów (czytaj: organizacje i instytucje nadrzędne).
Zbyszek Ejsmont nie godził się na polonijny skansen. Jego odejście to ogromna strata dla Polonii.
Był perfekcyjny, nawet w tak, wydawałoby sie małych rzeczach, jak zabawa w „kucharza forumowego”. Potrawy elegancko podane, dobrane napoje, towarzyszące elementy dekoracyjne – utrwalone na fotografiach – to wzory do naśladowania. Oryginalne przepisy doprawiał własnymi pomysłami, nawet „schaboszczakom” podniósł tak wysoko poprzeczkę, że mogły stać się dumą najbardziej wybrednego stołu.
Długo jeszcze możemy gawędzić o Zbyszku Ejsmoncie, legendarnym „Zoomboy’u”, któremu marzyło się, aby „po polsku” znaczyło „z najwyższą klasą”, zwłaszcza na obczyźnie.
Julian Tuwim mawiał – Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz.
Tak żył Zbyszek. Bardzo za nim tęsknimy –
Wydawca i cały zespół redakcyjny Tygodnika Polskiego
oraz zaprzyjaźnieni Forumowicze