Najogólniej rzecz biorąc festiwale parafialne organizuje się by zebrać ekstra fundusze na konkretne cele, ale też, co wydaje się być bardzo ważne – podtrzymania więzów wspólnotowych. Liczba polskich czy amerykańsko – polskich parafii się zmniejsza, więc i mniej parafialnych festiwali. Każdego roku uczestniczę przynajmniej w kilku festiwalach organizowanych przez parafie, a od ponad 20 lat czynnie uczestniczę w życiu mojej parafii, Matki Bożej Częstochowskiej w Sterling Heights. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy można zmienić i na ile, formułę takich festiwali. Czy zawsze musi być tak samo?
Okazuje się, że powoli można wypracować nowe formy parafialnego festiwalu, czego przykładem jest moja parafia. Organizatorzy festiwalu wkładają ogromny wysiłek by festiwal przyniósł korzyści finansowe, aby jak najwięcej ludzi uczestniczyło w takiej imprezie, ale też co bardzo ważne, by zaprezentować naszą kulturę, tradycje i historię.
Siedząc w tym roku przy kasie, miałam możliwość przez kilkanaście godzin przyglądać się przybyłym i rozpoznawać, czy są to „nasi”, czy Amerykanie. Tak więc, z własnego doświadczenia wiem, że festiwal u Matki Bożej Częstochowskiej odwiedzało wielu, którzy podkreślają swoją przynależność do grupy etnicznej o polskich korzeniach. Było to bardzo miłe, gdy ktoś z gości próbował powiedzieć kilka słów po polsku, czy choćby zamanifestować swoje pochodzenie ubierając się w koszulkę z polskimi symbolami. Wiadomo, że wielu Polaków na stałe zamieszkałych w Ameryce zmieniło podejście do życia, przyzwyczajenia, stracili polski akcent – tak w mowie jak i stylu bycia – na rzecz amerykańskiego, jednak sentyment do kraju pochodzenia w przeważającej części pozostał taki sam, dlatego uczestniczą w parafialnych festiwalach, podtrzymując najstarsze polonijne tradycje .
Należy się uznanie dla organizatorów, że wychodząc temu naprzeciw zapewnili wiele atrakcji dla gości, czujących sentyment do kraju przodków. Była nie tylko polska smaczna kuchnia, nie tylko występy zespołów folklorystycznych, ale też wystawa polskiego malarstwa, a także spotkanie z żywą historią, w tym przypadku z husarzami, w wykonaniu przedstawicieli grupy rekonstrukcyjnej odtwarzającej armię polską z XVII wieku. Założycielem grupy jest Cezary Zawadziński, towarzyszą mu członkowie rodziny, Michael Ostrowski i inni husarzy. Niewątpliwie było to atrakcją festiwalu, wiele osób zatrzymywało się na pogawędkę o historii. Rekonstruktorzy opowiadali o swoim zamiłowaniu do okresu staropolskiego, prezentowali epokowy oręż. Więcej na ten temat pisze Frank Dmuchowski na str. 5.
Ekspozycję malarstwa polskiego udostępnił pan Joseph Kalenkiewicz, któremu towarzyszyła Mary Ellen Tyszka.
Wśród gości festiwalu zauważyłam wielu znanych i zasłużonych działaczy polonijnych, m.in. był Wallace Ozog, także Joseph Serwach, dyrektor z Orchard Lake Schools, Prezeska miejscowego oddziału KPA Anna Bańkowska, która tym razem wystąpiła jako harcerka i włączyła się w prace porządkowe, dbając z grupą harcerek o porządek na stołach.
Byli też inni, których nie zdążyłam odnotować.
Uczestnicy fesiwalu wyrażali zadowolenie, smakowało im polskie jedzenie, podziwiali grupy taneczne, a niektórzy nawet zatańczyli w rytmach walca czy tanga.
Piękne narodowe i ludowe tańce prezentowały grupy teneczne z parafii św. Floriana wraz z ks. proboszczem Mirosławem Frankowskim oraz nasze parafialne zespoły wraz z choreografem Tomkiem Kielarem.
Festiwal pod każdym względem należy zaliczyć do udanych, było sporo atrakcji dla dzieci, nawet ścianka do wspinania czy kolejka, do której wsiadały dzieci by skorzystać z przejażdżki wokół kościoła. Nad całością przygotowań, jak i przebiegiem festiwalu czuwała Rada Duszpasterska, Rada Finansowa i wszystkie grupy działające w parafii i przy parafii.
Na podsumowanie, chyba należy przekazać organizatorom i uczestnikom festiwalu serdeczne pozdrowienia i gratulacje.
Alicja