Poradnik psychologiczny dr. Janusza Wróbla
Tak jak maj kojarzy się polskim licealistom z maturami, tak czerwiec, dla amerykańskich uczniów dwunastych klas (tzw. seniorów w szkolnej klasyfikacji), to miesiąc ukończenia nauki w szkole średniej i otrzymania upragnionego dyplomu. Bardzo uroczysta ceremonia wręczenia certyfikatów, uprawniających do rozpoczęcia studiów w collegach i uniwersytetach, jest wspaniałą okazją do rodzinnego świętowania sukcesu młodych ludzi, często okupionego ich ciężką pracą, wielu wyrzeczeniami i zarwanymi nocami. Nie byłby jednak on możliwy bez wysiłku nauczycieli i rodziców. Ci ostatni nie tylko przepełnieni są dumą z osiągnięć dzieci, ale mają ogromną satysfakcję z tego, że ich słowa zachęty, wsparcia i podziwu, przysporzyły się do dokonań ich pociech.
O wadze i sile dobrego słowa pisałem wielokrotnie i pewnie będę jeszcze pisał, bowiem jest to kluczowy element fenomenu, którego nazwałbym sztafetą dobra. Żyjemy w świecie, który daleki jest od doskonałości. Kondensacja cierpienia, niesprawiedliwości i niegodziwości, które obserwujemy na naszej zglobalizowanej planecie, ma czasem demoralizujący efekt, bowiem może prowadzić do przekonania, że jesteśmy za słabi, by stawić czoła potędze zła. Tymczasem tak nie jest. Jesteśmy elementami świata i choć ciało mamy kruche i wyposażone w znikomą siłę, moc naszego ducha i naszych działań jest potężna.
Decydując się na przyjazny gest wobec innego człowieka, możemy Graduacjawywołać lawinę pozytywnych efektów. Rozjaśniając czyjś dzień, być może, pośrednio, dostarczamy energię, która przeniesiona, zapali kolejne światełka, rozpraszające mroki znużenia i beznadziei.
Oto historia, przesłana mi za pomocą Internetu, a dotycząca właśnie okresu ukończenia szkoły średniej. Nauczycielka nowojorskiego liceum przed pożegnaniem swoich uczniów dwunastej klasy, postanowiła uczcić ich w szczególny sposób – pozwalając im odczuć, że każdy z nich był dla niej ważny i w pewien sposób odcisnął swój ślad na jej życiu. Kolejno, poprosiła do tablicy wszystkich, mówiąc każdemu, jaki wpływ miał na nią i całą klasę w trakcie czterech lat pobytu w szkole. Następnie wręczyła każdemu uczniowi niebieską wstążkę, na której widniał napis w złotych literach To, jakim jestem, zmienia świat. Na zadanie domowe poprosiła uczniów, by sprawdzili, jak okazanie komuś uznania, może wpłynąć na niego i jego środowisko. Każda osoba otrzymała trzy wstążki, z poleceniem, by jedną z nich uhonorowała osobę, którą lubi i szanuje, po czym przekazała pozostałe dwie z zachętą, by obdarowany zrobił to samo z kimś innym. Po tygodniu klasa miała podzielić się efektami przedsięwzięcia.
Jeden z chłopców, w poczuciu wdzięczności do kierownika pobliskiej firmy, który pomógł mu w wyborze kierunku studiów, obdarował go niebieskim odznaczeniem oraz dał dwie dodatkowe wstążki, sugerując, by jedną z nich obdarzył kogoś, kogo podziwia. Młody kierownik zdecydował się ofiarować ją niezbyt lubianemu, zrzędliwemu dyrektorowi całej firmy, wyjaśniając mu przy tym, że prawdziwie ceni sobie jego genialną kreatywność. Szef wyraźnie był tym zaskoczony, ale przyjął odznaczenie oraz pozostałą wstążkę.
Tego dnia wieczorem, po powrocie do domu, dyrektor opowiedział swojemu czternostoletniemu synowi, co się mu przydarzyło w pracy, i o tym, że zasugerowano mu, by uhonorował dodatkową wstążką osobę, która, jego zdaniem, na to zasługuje. Jadąc z pracy zastanawiałem się, kogo chciałbym odznaczyć za jego zalety – powiedział ojciec – i pomyślałem o tobie. Naprawdę na to zasługujesz. Mam trudną i wymagającą pracę i kiedy wracam do domu, nie zwracam na ciebie uwagi. Wydzieram się za to, że nie masz samych piątek i bałagan w sypialni. Ale dzisiaj chciałem ci powiedzieć, że jest inaczej, niż sobie to wyobrażasz. Oprócz twojej mamy, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Jesteś wspaniałym dzieckiem i naprawdę cię kocham.
Chłopak rozpłakał się i długo nie mógł przestać. Był roztrzęsiony. Wreszcie, patrząc przez łzy na swojego ojca, powiedział: Tato, dzisiaj popołudniu napisałem w swoim pokoju list do ciebie i mamy, w którym wyjaśniłem, dlaczego odbiorę sobie życie i poprosiłem o wasze wybaczenie. Chciałem popełnić samobójstwo tej nocy. Wydawało mi się, że nic was nie obchodzę. Ojciec przytulił syna a potem poszedł do jego pokoju i przeczytał list pełen bólu i smutku. Następnego dnia wrócił do pracy odmieniony, bez skwaszonej miny, zdeterminowany, by swoim pracownikom powiedzieć, jak bardzo sobie ceni ich wysiłek i oddanie.
Każdy z nas ma wystarczające kwalifikacje, by uczestniczyć w sztafecie dobra. Wystarczy tylko zdecydować się nie zatrzymywać pałeczki, którą dostaliśmy i podać ją dalej.
Janusz Wróbel